Upłynęło sporo wody w Wiśle od czasu kiedy zwiedzałem te malownicze wyspy Włoch położone na Morzu Tyreńskim gdzieś na wysokości między Neapolem, a Rzymem. Długie zimowe wieczory i szklaneczka dobrego whisky jeszcze raz zrodziła myśl aby opisać jedną z wielu wypraw, które dostarczają przecież tylu doświadczeń i wspomnień. Owego lipca 1999 roku zrobiłem przez dwa tygodnie przeszło dwadzieścia nurkowań co dało mi pewien obraz flory i fauny tamtych okolic. Po tej wyprawie uzmysłowiłem sobie, iż tak mało polskich nurków bywa w takich nieznanych miejscach, że warto organizować nurkowania właśnie w niezbyt popularnych zakątkach naszej Ziemi. Każdy płetwonurek rodem z Polski czy chce czy nie chce i tak kilka lub kilkanaście razy pojedzie do upragnionego, modnego, wymarzonego i chlubionego przez wszystkich nurków Egiptu, najbliższej rafy koralowej i wynurkuje się tam za wszystkie czasy, a ilu z nas będzie miało sposobność zanurkować na Wyspie Palmarola czy Ischia. No właśnie, dlatego tak bardzo pociągają mnie takie miejsca.
Mało kto tam nurkował. Można zarzucić, że Morze Tyreńskie 'umywa' się do Morza Czerwonego. Zgoda, ale niech ktoś pokaże mi na Morzu Czerwonym taką wyspę, którą można całą przepłynąć na wylot na poziomie morza. To oferuje nam właśnie Palmarola. Rezerwat ptaków niezamieszkały przez ludzi, prawdopodobnie dlatego, iż z każdej strony wyspy pionowe ściany bardzo skutecznie odgrodziły sobie miejsce, od grabieżczej natury człowieka. Cóż, na Wyspy Ponzjanskie można dostać się z różnych portów Włoch: Anzio, Terracina, Formia. Najbliżej mamy jednak z Neapolu, a będąc już w Neapolu nie sposób odmówić sobie pokusy odwiedzenia Pompei i groźnie spoglądającego na stolice Neapolitańczyków Wezuwiusza. W życiu nie sadziłem jak wiele wysiłku i zaangażowania musieli włożyć ludzie aby odkopać takie wielkie miasto spod popiołów wulkanicznych. Nadludzki wysiłek opłacił się gdyż Pompeje robią ogromne wrażenia na turystach, na mnie także, no może tylko troszkę szkoda, że nie są pod wodą - co spotęgowałoby jeszcze bardziej moją fascynację tym zabytkiem.
Nie o atrakcjach lądowych chce jednak pisać, a o tym co i gdzie można zobaczyć pod wodą. Jeśli ktoś skusi się na odwiedzenie tych wysp - kilka miejsc, które opisuję poniżej będzie przydatną wskazówką, myślę nie dla jednego "nurko turysty". Wyspy składają się z Palmaroli, Zannone, Ventotene, malutkiej Santo Stefano i największej z archipelagu - Ponzy, od której zresztą pochodzi nazwa całego kompleksu tych wysp. Wokół wysp rozsianych jest bardzo dużo mniejszych skał zwanych "Formiche". Nie są to wyspy ale pod względem nurkowym są kto wie, może nawet bardziej ciekawe? Do dziś nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nieopodal Neapolu jest jakże znana i popularna Capri. Nie zalicza się jednak jej do archipelagu Wysp Ponzjanskich. Po przeciwległej stronie zatoki, aczkolwiek już dużo bardziej wysunięte w morze, są inne dwie wyspy: Ischia i Procida. One także nie zaliczają się do Wysp Ponzjanskich, niemniej jednak są dokładnie na drodze z zatoki Neapolitańskiej na Ponze.
Nasza wyprawa trzydziesto-metrowym jachtem Elektra zaczęła się od tej najbliższej wyspy Neapolu - Isola di Procida. Kilka chwil płynięcia z portu Torre Anunnziata leżącego tuż obok Neapolu tak bardzo wzbudziło moja niecierpliwość do zanurzenia się w tych wodach, iż nie zważałem na słabszą przejrzystość wody w okolicach zatoki. Szkoda tylko, że cała zatoka neapolitańska jest tak bardzo zabrudzona wszelkimi możliwymi ściekami komunalnymi. Przejrzystość wody jest tam fatalna, a i zapach nie przypomina wakacji w słonecznej Italii. Były czasy, że często widywało się w zatoce delfiny. Czasy te jednak minęły bezpowrotnie co nie znaczy że podczas naszej wyprawy nie widzieliśmy delfinów.
Z racji tego, że wypłynęliśmy z portu późnym popołudniem przy wyspie byliśmy praktycznie na wieczór. Pierwsze nurkowanie odbyło się w miejscu Calla Brandi. Płytkie nocne nurkowanie nie było najlepszym w mojej karierze nurkowej ale zawsze coś ciekawego można było wypatrzyć, a mianowicie żerujące ośmiornice na zdechłych rybach. Prawdopodobnie lokalni rybacy wiedzą , iż w tym miejscu żyje dużo ośmiornic i od czasu do czasu zanęcają dno. Teoria ta jest raczej dobra gdyż było tu wiele koszy/pułapek na te głowonogi. Coś na styl Polskiego 'żaka'. Ośmiornica może wejść do koszyka zwabiona zapachem zdechłej ryby lub kraba ale wyjść już nie może. Nie wiem jak wyglądało to głębiej ale do dziesięciu metrów pływaliśmy praktycznie cały czas w posidoni, morskiej trawie. Następnego dnia tuż przed płynięciem na następną wyspę zanurkowaliśmy w miejscu Punta di Pizzaco. Głębokie nurkowanie było moim pierwszym nurkowaniem w pozostałościach po wulkanie. Charakterystyczne bloki skalne, prawdopodobnie zastygła lawa opadały do dna w kształcie schodów. Dno bardzo ciemne. Po nurkowaniu stwierdziliśmy, iż musiał to być pył wulkaniczny. Po osiągnięciu zaplanowanej maksymalnej głębokości tj. 35 m dno opadało w nieznane głębiny pod kątem około 40 stopni.
Ruszamy dalej - przed nami wyspa Ischia. Schodzimy do wody w miejscu P.S. Pancrazzio. Można pominąć to miejsce w nurkowaniu. Mało życia i dość silny prąd powierzchniowy utrudniał skutecznie organizacje całego nurkowania. Płyniemy na Ponze. Po drodze mijamy Ventotene. Jest to wyspa gdzie często widuje się delfiny. Ja też miałem to szczęście. Płynęły przed dziobem naszej łajby dłuższy czas. Ilekroć widzę te zwierzaki nie mogę się nadziwić jak bardzo poruszają emocje wszystkich ludzi.
Po drodze na Ponze widać mniejszą wyspę, tuż obok Ventotene. To Santo Stefano z niewyobrażalnie ogromnymi ruinami starego więzienia. Nie próbowaliśmy dostać się na tą wyspę. Być może stare więzienie dostępne są teraz dla turystów.
Na horyzoncie Ponza. Wcześniej jednak zanurzamy się tuż przy wystających skałach La Formiche Ponza. Niesamowita ilość charakterystycznych czarnych chromisów płynących w jednym kierunku. Zupełnie tak jak wrony migrujące zimą w Polsce z jednego miejsca na drugie. Bardzo silny prąd powodował szybkie zużycie zapasu powietrza. Szkoda gdyż skały były nadzwyczaj urokliwe z niezliczonymi ilościami przesmyków i dziur, którymi można było przepływać. Na noc zacumowaliśmy w miejscu zwanym Scoglio Ravia. Nurkowanie o dwunastej w nocy było wspaniałym przeżyciem tym bardziej, że było udane i wzbudzało we mnie nadzieje, iż jeśli cały archipelag jest tak bogaty szczególnie w ichtiofaunę to będzie wspaniale. Podczas godzinnego nurkowania , nie głębiej niż do dziesięciu metrów widziałem szczególnie dużo olbrzymich muszli zwanych 'szołdry'. W tym miejscu na skałach było nadzwyczaj wiele czerwonych żachw (ang. Sea potato).Mureny wspólnie z kongerami dzieliły całkiem nieduże przestrzenie. To potęgowało mój zachwyt gdyż pamiętam wiele miejsc gdzie mówiono mi, iż jest wiele kongerów, a tak naprawdę podczas jednego nurkowania można było wypatrzyć dwa, trzy. Niezliczona ilość skorpen i ośmiornic.
Następny dzień. Płyniemy na Palmarole aby zobaczyć jak najwięcej. Potem będziemy trzymać się w okolicy Ponzy. Dodatkową atrakcję sprawił nam statek, o ile dobrze pamiętam drobnicowiec lub mały tankowiec, który wpłynął na podwodne skały. Dziób wyraźnie poszedł mu do góry ale zdaje się nie było większych uszkodzeń kadłuba bo za kilka dni statku już nie było. Holowniki ściągnęły go spowrotem na głęboką wodę. Miejsce gdzie nurkujemy nazywa się Punta di Mezzegiorno. Wzbudza się coraz silniejszy wiatr. Nurkujemy z nadzieją, że sztorm nie wygoni nas z tego malowniczego miejsca. Dno w tym miejscu opada bardzo łagodnie, porośnięte jest głównie posidonią, a od około 23 metrów zobaczymy już tylko piach. To w tym właśnie miejscu wdziałem płaszczki i strzępiele. Nie robię drugiego nurkowania gdyż wyspa jest tak wspaniała, iż czujemy się jak odkrywcy nowego lądu. Jest to rezerwat ptaków, a na poziomie morza są liczne groty i jaskinie, którymi można przepłynąć wyspę na wylot. Płyniemy tam małą grupką w ABC. Wchodzimy do jednej z takich grot. Wygląda niesamowicie. Decydujemy się płynąć dalej. Specjalnie wzięliśmy latarki. Wejście do jaskini już daleko za nami. Sufit jaskini zaczyna niepokojąco zniżać się ku powierzchni wody. Po chwili zorientowałem się, że nie była to najlepsza decyzja gdyż rozbujane morze podnosiło momentami stan wody w jaskini tak wysoko, iż mało brakowało, a chwilami moglibyśmy być zupełnie odcięci od powietrza, które było między sklepieniem korytarza jaskini, a powierzchnią wody. Wycofanie się przy takim stanie morza było jedyną rozsądna decyzją. Ktoś kto trafi w to miejsce musi koniecznie odwiedzić te groty. Wieczorem zrywa się silny wiatr, a Kapitan decyduje się zacumować jacht od zawietrznej chowając się za wyspą. I tu zaskoczenie. Dno z tej strony wyspy jest tak strome, że nie ma możliwości rzucić kotwicy, za głęboko. Po ciemku musimy uciekać na sąsiednią Ponzę. Wiało jak diabli.
Następnego dnia płyniemy znowu na wystające skały ze środka morza. Le Scogliette to malownicze skały zdradziecko wystające tuż ponad poziom morza. Aż dziw bierze, że żaden statek nie rozbił się na tym miejscu. Po nocnym wichrze zostało wspomnienie ale morze było wciąż rozbujane do tego stopnia, że na osiemnastu metrach było odczuwalne falowanie. Nie mniej jednak miejsce jest rewelacyjne. Bardzo dużo ryb, a najważniejsze, że często widuje się w tym miejscu barakudy. Klika starych sieci i dwie świeżo zastawione przekonują mnie, iż musi być tu wiele interesującej ichtiofauny.
Drugie nurkowanie tego samego dnia zrobiliśmy tuż przy Ponzie w miejscu Cala del Care. Jest to miejsce przeznaczone raczej na naukę nurkowania -, tak więc widzieliśmy tu sporo łodzi z nurkami, którzy próbowali swoich sił w nowym hobby.
Następnego dnia kapitan bierze nas na złowieszczo wystające skały z morza: Secca della Formiche. Nie jest to jednak naszym celem ale podwodna góra, która zaczyna się na osiemnastu metrach. Niestety, nie mogliśmy dokładnie zlokalizować tego wzniesienia tak więc zanurkowaliśmy przy skałach. Może to i lepiej. Nie wszyscy mają szansę zobaczyć tak wiele langust w jednym miejscu, a konger, którego widziałem na głębokości 45 metrów przerósł moje wszelkie oczekiwania. Klika osób widziało go na raz tak więc śmiało mogę powiedzieć , iż miał grubość ludzkiego uda. Wielka rzadkość. Jakby mało było atrakcji to po drodze w kierunku powierzchni widzieliśmy ogromne stado barakud. Około 300 osobników. To miejsce zostawia niesamowite wrażenie.
Tego samego dnia zanurkowaliśmy jeszcze raz przy Ponzie w miejscu Faraglioni del Calzone Mute. Krótko mówiąc, drugi raz nie zanurzyłbym się w tym miejscu. Klasyczne jak na ten region morza skały , piach i najbardziej popularne czarne chromisy. Za to następnego dnia pierwsze nurkowanie można zaliczyć do jednych z lepszych. Le Scoglio Rosso. Podwodna skała opada do głębokości 38 metrów, a tam olbrzymia grota. Po wpłynięciu okazuje się, że można skałę przepłynąć na wylot. Od około 25 metrów głębokości zaczyna się wspaniały las żółtych gorgoni. Mnóstwo ryb tłumaczyło dwie, rozstawione pionowo wzdłuż skały, sieci. Ciągnęły się od 5 do ok. 35 metrów. Tego samego dnia było nam dane oglądać drugą podwodną grotę: Grotto della Maga. Nie mniej jednak nie to było główną atrakcją tego nurkowania, to też o ile dobrze pamiętam, nikt tam nie popłynął. Tu ogląda się wrak starej barki desantowej , która podczas Drugiej Wojny Światowej przewożąc jeńców wojennych rozbiła się w sztormie o cypel skalny. Płynąc wzdłuż tego cypla w stronę morza po chwil zobaczymy porozrzucane metalowe części wraka aż ukaże nam się ścięty w połowie wrak. Barka rozdzielona jest na dwie części. Dziób znajduje się na 26 metrach, pokład na 18 metrach. Największą atrakcją są dwa działka na dziabie w bardzo dobrym stanie. Olbrzymie ilości nurków , które nurkują w tym miejscu skutecznie 'poleruje' działa. Część rufowa jest w zupełnie innym miejscu. Nie ma już powietrza w butli aby szukać rufy. W miejscowych przewodnikach nurkowych miejsce zaznaczone jest jako trudne ze względu na często występujący silny, prąd powierzchniowy i jest to prawda.
Warto wspomnieć jeszcze o miejscu zwanym Secca del Mattoni. Nie dlatego ,że jest to jakieś wspaniałe miejsce ale dlatego, iż w tym miejscu na dnie znajdują się duże ilości różnych muszli. Nie ma nurka, który nie chciałby coś wziąć na pamiątkę. Oczywiście jeśli tylko można. Tak więc tu możemy obłowić się do syta. Nie mniej jednak planując nurkowanie pamiętajmy o silnych prądach powierzchniowych w tym miejscu no i nie zabierajmy muszli z rakami pustelnikami w środku. Następne miejsce przy Ponzie, Grottone di Cape Bianko możemy śmiało planować jako płytkie nurkowanie. Bardzo dużo skał wulkanicznych z których wydostają się gazy sprawiają nie zapomniane wrażenia. Tu spotkamy mureny i całkiem pokaźne strzepiele. Uwaga ! W sezonie letnim po powierzchni pływają niezliczone ilości motorówek. Tak więc boja dekompresyjna przy wynurzeniu jest nieodzownym sprzętem podczas tego podwodnego spaceru.
Czas wracać do domu. Zatrzymujemy się jeszcze na dwa dni przy Ischii. Pierwsze nurkowanie i jestem mocno rozczarowany. Punta Carruso w przewodnikach opisywane jest jako bardzo dobre miejsce nurkowe. Może i tak ale przejrzystość ok. 10 metrów uświadomiła mnie, że jestem blisko Zatoki Neapolitańskiej i każde następne nurkowanie będzie już ciut gorsze niż te z odległej Ponzy. Chociaż następnego dnia byłem zaszokowany. Prąd morski przyniósł bardzo dobrą przejrzystość wody, a miejsce Capo di S. Angelo było najlepszym pod względem nurkowania podczas całego naszego rejsu. Wznosząca się skała nad powierzchnią morza, wielkości dziesięciopiętrowego wieżowca połączona z lądem była nad wyraz fotogeniczna ale to 'małe piwo'. Pionowe ściany opadają tu do 200 metrów głębokości. Wyśmienite miejsce do planowania głębokich nurkowań, to też niektórzy uczestnicy wyprawy, jak nie trudno się domyślić, 'poszybowali' na sześćdziesiąt metrów. Teraz żałuję, że nie zrobiliśmy tu przynajmniej 2-3 nurkowań. Od 20 metrów zaczynają się żółte gorgonie i niesamowita jak na tą część świata przejrzystość wody. Równo od trzydziestu metrów wspaniałe czerwone gorgonie zachęcają do swojego świata. Żachwy, langusty, mureny, niezliczone ilości różnokolorowych gąbek zachwycą najbardziej wybrednego nurka. Tu zobaczymy wiele koszy-pułapek na ośmiornice i niezliczone metry starych podartych sieci.
Kolejne nurkowanie na Ischii przy Capo Grosso było nieporozumieniem. Za to następnego dnia, wspólnie z RZ-em, odkryliśmy zupełnie przypadkowo malownicze jaskinie. Pomiędzy Ischią, a Procidą jest miejsce blisko toru wodnego. La Formiche Ischia. Charakterystyczna zielona boja z zasilającymi ją bateriami słonecznymi oznacza miejsce gdzie są podwodne jaskinie. Nie było to jednak takie proste znalezienie wejścia do jaskini o czym świadczy fakt, że tylko ja z Robertem znaleźliśmy wejście do jaskini i to zupełnie przypadkowo, a na dodatek nie wpływaliśmy głównym wejściem ale przez otwór w sklepieniu sufitu. Skały w tym miejscu opadają w kształcie labiryntu do 16 metrów. Dalej ciągnie się trawa morska. Tak więc sporo naszukaliśmy się wejścia ale warto było. Co jest nieodzownym elementem nurkowania w jaskiniach? Oczywiście kołowrotek, a w tym miejscu sprawdza się na pewno dobrze gdyż spore ilości sedymentów na dnie jaskini znacząco potrafią zaniżyć widoczność wody do koło dwóch metrów. Będąc już w jaskini po drodze spotkaliśmy grupę nurków prowadzonych przez lokalnego divemastera. Tak zmącili atmosferę jaskini, że mieliśmy dwa wyjścia: albo płynąc z nimi do wyjścia albo szybko uciec do dziury w suficie , którą wpłynęliśmy. Wybraliśmy to drugie gdyż zapas powietrza mógłby nie starczyć na dalszą podróż z nieznanymi nurkami. Ostatnie nurkowanie tej wyprawy odbyło się w nocy w Porto Ischia Ponte. Płytko bo zaledwie 8 metrów ale wystarczyło aby zobaczyć ośmiornice, mątwy, kalmary, płaszczki, kilkanaście wieloszczetów. Nazwałbym to przeciętnym nurkowaniem nocnym jak na Morze Śródziemne.
Jeśli ktoś zapytałby się mnie czy chciałbym wrócić na te wyspy aby zanurkować jeszcze raz. Bez wahania odparłbym - tak. Myślę, że głównie ze względu na niezapomniane formacje skalne występujące z dala od wysp tzw. Formiche.