Ileż to wyobrażeń mamy o tym kraju wcześniej tam nie będąc. Z czym porównać to miejsce? Z Egiptem, z Tunezją, a może z Maltą. Kto wie, może bardziej z ucywilizowanym krajem z Europy? Jak będą nastawieni tamtejsi autochtoni do gości przybywających z różnych części świata, a w szczególności do Polaków. Czy spodziewać się wrogich spojrzeń i niepewnych chwil podobnie jak w krajach arabskich czy raczej spokojnie spędzonych wczasów ?
Ja, obstawiam podobieństwa do Egiptu. Tymczasem ....
Dwutygodniowa wyprawa w lipcu 2002 roku zaznaczyła w mojej świadomości z grubsza odmienny obraz tego, co wcześniej widniało w mojej głowie, a bynajmniej nie była to moja pierwsza wizyta w tym kraju. Ale teraz uświadomiłem sobie, że poszczególne regiony Turcji tak bardzo się różnią, że wycieczki turystyczno krajoznawcze we wszystkie części tego kraju mogłyby przynieść obraz przekroju wszelkich kultur krajów tej części świata. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Turcja graniczy z kilkoma jakże egzotycznymi krajami dla Polaków jak Syria, Irak czy Iran - to rzeczywiście uświadomimy sobie, że kraj ten może mieć wpływ wielu narodowości.
Podobne odczucia przekazał mi zresztą nasz opiekun i divemaster twierdząc, że obywatele z niektórych części Turcji są wręcz nie do zniesienia w swojej ciemnocie i zacofaniu. Natomiast z innych regionów zachowaniem przypominają Europejczyków.
Małe turystyczne miejscowości Kas, Kalkan i Kekova w najbardziej wysuniętej części stałego lądu Turcji w stronę południa są tyleż urokliwe, co dziewicze dla Polaków. Z relacji tamtejszych mieszkańców doszedłem do wniosku, iż nie wiele naszych rodaków dociera w te przepiękne okolice, a nurkowanie w szczególności może być zupełnie nie znane dla gości z Polski. Nasza 14 osobowa grupa była pierwszą ekipą z przedstawicielami naszego kraju, którzy nurkowali z "Apollo Diving", tureckim centrum nurkowym utrzymujących się głównie z tygodniowych i
dwutygodniowych nurkowych safari w tamtejszych okolicach. Apollo, bo tak na imię ma właściciel 30 metrowej jednostki, na której spędziliśmy urocze wakacje, posiada kilka łodzi żaglowych i motorowych. My pływaliśmy na komfortowo wyposażonej łodzi żaglowo-motorowej Samuraj III, a do nurkowania udostępniono nam oddzielną łódź przystosowana wyłącznie do transportu nurków w miejsca podwodnej przygody. Kompresor, zapasowy sprzęt nurkowy, butle, tlen w razie potrzeby, odpowiedni podest z drabinkami na rufie, zawsze słodka woda w beczkach do przepłukania sprzętu i kilka innych udogodnień sprawiały, że wszyscy nurkowie zarówno starzy wyjadacze, jak i Ci początkujący czuli się na niej swobodnie. Po nurkowaniu przesiadaliśmy się na nasz pływający "hotel" i tam wiedliśmy można by rzec "high life".
Nasza łódź Samuraj III miała około 30 metrów pokładu. 8 kajut dwuosobowych sprawiło, iż cała nasza czternastoosobowa grupa miała idealne warunki do koegzystencji. Jedno, co może zadziwić Polaka to ograniczenie wnoszenia wszelkiego rodzaju napojów na pokład "Hotelu" Samuraj III, nie ważne czy alkoholowych czy bez. Kajuty przeciętne - jakkolwiek każda z łazienką i toaletą. Byliśmy na wodzie już nie pierwszy raz i po kilkuletnim doświadczeniu w wyprawach na różnego rodzaju łodziach nurkowe sadzę, że nie ma możliwości, aby jakiś przykry zapach nie wydostał się na zewnątrz podczas bujania łodzią na falach morskich. Trzy posiłki dziennie i o dziwo, jako stary mięsożerca przez dwa tygodnie dostałem może 4-5 razy mięso na posiłek, a zwykle serwowane były wspaniale smakujące
potrawy kuchni tureckiej w wykonaniu mistrz kuchni ze świty Apollo. Zwyke potrawy nie zawierały ani tyci mięsiwa. Muszę przyznać, że taka dieta bardzo mi się spodobała i przekonałem się, że życie bez kiełbasy też może być smaczne, szczególnie w upalne dni. Co by nie mówić posiłki były wyśmienite i obfite. Zdaję sobie sprawę, że są takie inne, lepsze łajby, ale koszt byłby wówczas nieporównywalnie większy do naszej wyprawy. No właśnie - koszty. Okazuje się, że na miejscu wcale nie jest tak drogo. Cały serwis nurkowy łącznie z wyżywieniem kosztował około 750 EUR za dwa tygodnie i jest to, trzeba przyznać dość atrakcyjna cena. Niestety koszt dojazdu - biletu lotniczego waha się od 290 do 390 USD w zależności od dnia i klasyfikacji lotu (charter czy rejs liniowy).
Do rzeczy zatem, czyli kilka informacji o miejscach nurkowych. Przez dwa tygodnie zdołałem zrobić 25 nurkowań. Niektóre z nich były bardzo udane i fascynujące, a niektóre zupełnie liche jak to się zdarza każdemu z nas. Okolice gdzie spędziliśmy wakacje można podzielić na trzy regiony: Kas - malownicze miasteczko żyjące z turystyki z wieloma hotelami, pensjonatami, restauracjami i pubami. Można tu spędzić wspaniałe wakacje tym bardziej, że następne miasto - Kalkan, odległe zaledwie 25 kilometrów charakteryzuje się równie osobliwym, typowo śródziemnomorskim klimatem. Tam spędziliśmy stosunkowo najmniej czasu pod wodą, gdyż zerwał się uciążliwy wiatr i nie mogliśmy wypłynąć na bardziej interesujące miejsca. Na zakończenie zwiedziliśmy okolice wyspy Kekova - z niepowtarzalnym zatopionym miastem,
które około 2000 lat temu zostało zalane w wyniku obsunięcia się skały podczas trzęsienia ziemi. Nurkować tam na nieszczęście nie można gdyż ciągle trwają podwodne prace archeologiczne, ba! Nie można nawet zatrzymać się jachtem nad zatopionym miastem. Można, co najwyżej przepłynąć nad nim i zrobić kilka zdjęć. Czytając turecki przewodnik po miejscach nurkowych, dowiedziałem się, że miejscowe przepisy nurkowe ciągle się zmieniają - jeszcze w 2001 roku można było pływać nad zatopionym miastem w abc, co umożliwiało fotografowanie z powierzchni wody. Teraz niestety jest to już zabronione.Z drugiej strony odwiedziliśmy kilka miejsc nurkowych, które jeszcze w zeszłym roku były zabronione dla nurkowania i wszelkiej działalności turystycznej.
Kas (czyt. kasz) - to najbardziej rozwinięte turystycznie miasteczko w tej części Turcji. Muszę przyznać, że miejsca do nurkowania są tu najciekawsze.
Na początku mojej krótkiej opowieści o nurkowaniu w Turcji w miejscu, które znajduje się na zachód od Tureckiego lazurowego wybrzeża chciałbym zaznaczyć, że jeśli ktoś liczy na wspaniałą florę, jaką można spotkać w Chorwacji czy północnej części Włoch to mocno się rozczaruje. Nie spotkamy tu tak licznie występujących w Adriatyku gorgoni żółtych czy czerwonych. Gąbki, żachwy, wieloszczety, ukwiały są tu prawdziwą rzadkością. Tu widuje się głównie nagie skały porośnięte mniej lub więcej ubogimi porostami w kolorze czarnym lub szaro-brązowym. Miejsc kolorowych było wybitnie mało. Za to fauna jest całkiem zaskakująca jak na basen Morza Śródziemnego. Licznie występują tu barakudy, widziałem też kilka razy żółwie, które występują tu w kilku gatunkach. Widuje się tu też foki. Co więcej, występują tu rekiny rafowe. Aby je zobaczyć trzeba mieć wiele szczęścia, ale cóż nie wszystko można zobaczyć za pierwszym razem. Osobiście największym zaskoczeniem dla mnie była rogatnica (ang. Triger fish), którą widziałem już kilka razy, ale w Morzu Czerwonym. Tak więc wynika z tego, że zasolenie jest tu dużo większe niż w innych częściach basenu Morza Śródziemnego. Przejrzystość wody standardowa jak na tą część świata, czyli nie spadała nigdy poniżej 20 metrów, ale za to była dużo cieplejsza niż na Malcie, we Włoszech czy w Chorwacji. Przy powierzchni średnia temperatura wody nie spadała poniżej 27 stopni !
Pierwsze nurkowanie odbyliśmy w miejscu "Light house reef".Proste nurkowisko gdzie wykonuje się "check dive" z nowo przybyłymi nurkami. Skały dość gwałtownie opadają w kierunku dna i na około 17 metrach piach łagodnie opada w dół. Dużo ryb o większych gabarytach wyglądało obiecująco na przyszłe nurkowania. Drugie nurkowanie, wczesnym popołudniem w miejscu o nazwie "Limanagzi wall".Jest to ściana w zachodniej części zatoki Kas. Jak sama nazwa wskazuje gwałtownie opadające ściany 'wołają' nurków w otchłań błękitu. Jednak główną atrakcją tego nurkowania jest wrak drewnianego jachtu. Nic wielkiego ale zawsze wrak.
Kolejne nurkowanie odbyło się już na drugi dzień, a że był to dzień po integracji polsko-tureckiej Apollo postanowił wziąć nas w miejsce łatwiejsze, płytsze i bezpieczniejsze.
Tak też wygląda "Capa Banko". Miałem wrażenie, że w to miejsce centra nurkowe przywożą wszystkich początkujących nurków. Następne nasz przewodnik ocenił jako najlepsze miejsce nurkowe w tej części morza tak więc byłem bardzo ciekawy co to takiego będzie. Nazwa " Canyon" od razu kojarzyła mi się ze słynnym kanionem w Dahab na Synaju co powodowało u mnie lekkie wydzielanie adrenaliny. Nie zawiodłem się. Miejsce rzeczywiście było jednym z lepszych podczas całej naszej wyprawy. Na głębokości 3 metry zaczyna się kanion opadający do głębokości około 23 metrów. Jest to raczej klin w skale, ale tak to miejsce tu nazywają. Jest to raj dla amatorów fotografii szerokokątnej. Malowniczo idealnie pionowo opadające skały w głąb morza zostawią niezatarty ślad piękna nurkowania na wiele lat. Co więcej odpływając około 30 metrów od kanionu zobaczyć można pozostałości wraku transportowca, który zatonął w tym miejscu w latach pięćdziesiątych. Wrak w najgłębszym miejscu leży na 40 metrach i jest jednym z lepszych atrakcji w okolicy Kas.
Dla osób lubiących nurkowania na wrakach miejsce to jest godne polecenia. Ci, którzy nie lubią wraków też będą zadowoleni ze względu na niezwykły układ skał podwodnych. Wrak rozbił się o wystające skały, które razem tworzą kilka wysepek o nazwie "Heybeli Islands". Część wraku leży na płytszej wodzie jednak zdecydowana ciekawsza bryła jest głębiej. Podczas powrotu do naszej łodzi kolejna atrakcja. Niewielkie stado barakud pływająca na głębokości 5-7 metrów było tak wspaniale doświetlone przez słońce, iż nie sadzę aby ktoś zapomniał taki widok.Zupełnie nie mam pojęcia dlaczego to miejsce było obwarowane zakazem nurkowania jeszcze do listopada 2001 roku. Był to zupełny bezsens co potwierdził również nasz przewodnik.
Kolejne nurkowanie było nocnym. Miejsce o nazwie "Hidayet Bay". Jacht stał na kotwicy, a kilka osób z grupy sprawdziło co w trawie piszczy poniżej kadłuba. Tu znowu odkryłem nieco inną faunę w porównaniu z tym, co widziałem w zachodniej części Morza Śródziemnego. Można tu z łatwością wypatrzyć igliczne i raki łopaciarze z charakterystycznymi łopatkami zamiast szczypiec. To był mój pierwszy raz, kiedy zobaczyłem taki rodzaj raka, zatem stawałem na głowie aby zrobić doskonałe zdjęcie. Nurkowanie nocne różni się też tym, że spotkamy w tych okolicach ośmiornice nakrapianą. Mureny są tu także inne. Jest ich nie wiele, ale wyglądają jak te z okolic bardziej słonych mórz. Jak sama nazwa nurkowiska wskazuje pływaliśmy w zatoce. Tylko przy brzegu skały opadały dość ostro do głębokości około 20 metrów. Potem już tylko piach i posidonie. Kolejne nurkowanie miało przynieść nam ciekawe przeżycie w postaci pływających całymi stadami, jak je tu zwą "flying fish", a chodzi o kurka pręgopłetwego czy też bardziej znanego z angielskiej nazwy Flying Gurnard. Istotnie w tym miejscu występują one w większych ilościach, ale ważne aby nurkować ze wschodniej części rafy gdyż od zachodniej możemy mieć problemy z zobaczeniem czegokolwiek. Na tym nurkowisku głębiej widuje się całkiem pokaźne okazy strzępieli, a dla fotografów ciekawostką będzie duża ilość fioletowych ślimaków nagoskrzelnych.
Po drodze do miejscowości Kalkan zatrzymaliśmy się na nurkowanie przy wyspie "Gurmenli Island". To właśnie w tym miejscu nasz przewodnik widział kilka razy White tip reef shark - rekiny z białą końcówką płetwy grzbietowej. Na moje oko oceniałem to miejsce na jedno z takich, które istotnie może być jednym z lepszych. Wyspa na środku morza z rafą łagodnie opadającą w kierunku stałego lądu i do tego silny prąd. Tymczasem nie było nic oprócz kilku strzępieli i niezliczonej ilości ślimaków nagoskrzelnych. Może po prostu nie było mi dane zobaczyć rekina tym razem. Nurkowaliśmy też z drugiej strony tej samej wyspy. Życia nie specjalnie mogłem się dopatrzyć, ale w tym miejscu skały szczególnie na płytszej części mają tak niesamowite, wręcz fantastyczne kształty, które sprawiły, iż było to dość atrakcyjne nurkowanie. Lekko zawiedzeni, bo przecież rekina nie było płyniemy naszym luksusowym jachtem dalej.
W końcu dobrnęliśmy do okolic miasta Kalkan. Po zwiedzeniu malowniczego miasteczka gdzie charakterystyczną częścią jest mocno zniszczony falochron z podmytą latarnią przez sztormy szalejące rok temu płyniemy na wyspę "Catal island" na środku morza. Wysepka bardzo przypomina kształtem i wyglądem jakie widuje się w Chorwacji w Parku narodowym Kornati jednak pod wodą nie było absolutnie nic. Oczywiście kilka rybek zawsze się zjawiło, ale generalnie w skali od 1 do 10 oceniłbym to miejsce na 1.
Zerwał się silny wiatr co uniemożliwiło nam nurkowanie w ciekawszych miejscach tej okolicy. Zakotwiczyliśmy po kilku nie udanych próbach w "Firnaz Koyu Bay". Tu zobaczyłem jedno z bardziej dziwacznych zjawisk atmosferycznych. Wiało jak diabli z zachodu. Zatoka odgrodzona jest od zachodniego wiatru wysoką góra na około 1000 metrów. Każdy marynarz czy bardziej czy mniej doświadczony ze 100% pewnością stwierdziłby, że ta zatoka jest idealna aby schować się przed zachodnim wiatrem. Tymczasem wiatr spadał z ogromną prędkością ze zbocza góry i uderzał 3 metry od brzegu w morze z taką siłą, że prawie można było wypatrzyć jak morze ugina się pod naciskiem ogromnych mas spadającego powietrza.
Udało nam się znaleźć miejsce za wystającą skałą, co było naszą ostatnia szansą aby zostać w tym miejscu. W przeciwnym razie kapitan podjąłby decyzje powrotu do Kas. W tej zatoce robiliśmy nurkowanie nocne. Jednak z powodu silnego wiatru falowanie było odczuwalne dość głęboko co było przyczyną delikatnie mówiąc bezrybia. Jedyną atrakcją były małe groty w skale za którą stał nasz jacht, a wpływanie do nich w nocy dodawało iskierki emocji.
Kolejny dzień, kolejne atrakcje. Dzień zaczął się nie najlepszym nurkowaniem. Nasz divemaster wysłał na przewodnika swoją żonę Marię, która także jest instruktorem nurkowania ale muszę przyznać, że jest wybitnie mało komunikatywna. Owe nurkowanie zrobiliśmy na przedłużeniu wschodniego wybrzeża miejscowości Kalkan. Ochrzciliśmy to miejsce "Amfora Kibel Reef". W rzeczy samej amfor było tu wiele ale po za nimi wiele śmieci. Amfory są tu mocno powrastane w skałę. Jak ktoś myśli zatem, że będzie mógł sobie coś wyciągnąć to się mocno myli. Dość ciekawa formacja skalna.
Na przedłużeniu tego nurkowiska jest zgoła inna rzeczywistość. Prawdziwe 'Wall Diving' w miejscu o nazwie "Kalkan Burnn". Wyskoczyliśmy z łodzi w 'biegu' jak robi się podczas nurkowania z prądem. Było to około 100 metrów od brzegu. Zanurzenie i oczom naszym ukazała się przepiękna ściana opadająca do około 70 metrów głębokości . Z czterdziestu metrów było widać dno, które było pod nami jeszcze jakieś drugie tyle. W ścianie niezliczone ilości zakamarków i dziur, nawet małych grot.
Kolejne nurkowisko miało przynieść nam znów wiele emocji. Wrak "Dutch of York". Na wysokości miejscowości Kalkan ale daleko w morze jest zdradliwa podwodna skała, na którą w 1958 roku wpłynął angielski statek. Statek rozpadł się na dwie części. Dziób, a raczej to co z niego zostało leży na wypłyceniu tj. do głębokości 20 metrów. W samym dziobie wraku zobaczyć można niespotykanie duże strzępiele. Jednak zdecydowanie większa część wraku leży po drugiej stronie skały, a wrak spoczywa na głębokości od 40 do 70 metrów. Płytsza jego część jest odcięta od dziobu w tak specyficzny sposób, że jest to widok, który zostanie w mojej pamięci do końca życia. Nurkowanie w tym miejscu jest trudne i wymaga idealnej pogody. Najmniejsza fala powoduje kłopoty z zacumowaniem jachtu, a prąd powierzchniowy potrafi mocno wymęczyć nawet wytrawnych nurków. Warto dodać, iż to nurkowisko także należało do miejsc zakazanych jeszcze rok wcześniej.
Powoli wracamy w okolice Kas. Po drodze nurkujemy na jednym z miejsc na środku morza. Dość powszechna nazwa w każdej części świata bo "Panorama Reef" dała nam nadzieję, że zobaczymy znowu jakieś wspaniałe miejsce. Jest to wypłycenie oznaczone boją żeglugową. Miejsce dość ciekawe nie ze względu na ukształtowanie dna ale w tym miejscy widuje się dużo ryb. Wspaniałe stado barakud i niezliczona ilość strzepieli było wystarczającym powodem aby to miejsce dobrze utkwiło mi w pamięci, a takiej ilości igliczni widywałem tylko na płytkich wodach raf Morza Czerwonego.
Kolejne miejsce także przy podwodnej skale było zupełnie odmienne od pierwszego nurkowanie tego dnia. "Kaptanoglu Reef jest nurkowiskiem , które z niezrozumiałych powodów nie pokazało nam żadnej ciekawej ryby mimo, że jest to z dala od brzegu. Apollo był mocno zdegustowany gdyż wcześniej widywał tu wiele ciekawych stworzeń morskich, a tu okazuje się , że ryby maja tez swoje kaprysy i raz można je zobaczyć, a innym razem nie.
Jednak miejsce zwane "Neptun reef" już w okolicy Kas było dla nas najciekawszym pod względem ilości ryb. Wspaniałe stada amareli (ang. Sea bream) pozujące do zdjęcia jak nigdy dotąd w moim życiu. Kurki pręgopłetwe, strzępiele, rogatnice, mocno wybarwione na czerwono skorpeny, ośmiornice. To wszystko spowodowało jakbym czuł się przez chwilę w zupełnie innym morzu. Niedaleko od poprzedniego miejsca jest inne nurkowisko. Ciekawe ze względu na szkielet wraku jacht podobnego do tego na którym pływaliśmy już dobre dziesięć dni. Nurkowanie wokół malutkiej wyspy "Gwercin island"jest dość monotonne. Tu przypływają już całe rzesze nurków z Kas na jednodniowe wypady i gdyby nie ten wrak to nie byłoby tu wiele atrakcji. Nie mniej jednak przed wejściem do wody nasz przewodnik powiedział nam, że dziś na pewno zobaczymy rekina. Nie braliśmy sobie tego zbytnio do serca po jego wcześniejszych obietnicach ale okazało się, ze pod koniec tego nurkowania oczom naszym ukazał się siedzący na skale biały rekin. Myśle, że nie wszyscy od razu zorientowali się, iż był to wyrzeźbiony z bielusieńkiego marmuru posąg przedstawiający rekina. Lokalni nurkowie zatopili go dla celów wybitnie turystycznych tak więc wyjaśniło się dlaczego nad nami pływało tyle łodzi nurkowych. Jeszcze tylko fotografia pamiątkowa, kotwica do góry i płyniemy dalej.
Po nocnym przystanku w porcie Kas wyruszamy zatem w stronę, która ze zdjęć w albumach wygląda imponująco pięknie. Apollo od samego początku podkreślał, że region Kekova jest jednym z najpiękniejszych miejsc na wybrzeżu Turcji.
Po drodze zatrzymujemy się w malowniczo położonej zatoce "Ironou Bay". Cóż się okazało. Przypłynęło tu ogromne stado młodych barakud, które pływało pod naszym jachtem, że nawet nie trzeba było zakładać sprzętu do nurkowania aby podziwiać te majestatyczne ryby. W tej zatoce odkryłem też małą grotę na wysokości poziomu morza. Z początku odwiedziłem ją tylko w abc ale gdy stwierdziłem że występują tam rzadkie okazy ryb jaskiniowych , których nie widziałem nigdy przedtem, a nad głową 'świergały' mi nietoperze postanowiłem założyć jacket i odwiedzić to miejsce z bratem Apollo wyłącznie w celu zrobienia kilku zdjęć atrakcyjnie wyglądającym rybom. Musze przyznać, że nie znalazłem opisu tego gatunku ryby w żadnym z katalogów, które przeglądałem. Rybka bardziej przypomina żałobniczkę popularnie widzianą w akwariach domowych. Bardzo ciekawska. Tak więc mogłem je sfotografować z odległości 30 cm bez większego trudu. Nocne nurkowanie w tej zatoce było nieporozumieniem. Nuda i strata czasu.
Nasze przedostatnie nurkowanie "Big Blue Caves". To było to. Najbardziej ekscytujące nurkowanie na tym wyjeździe. Musze przyznać, że podziwiałem naszego przewodnika, że zdecydował się wziąć całą grupę w to miejsce. Nie wszyscy mieli duże doświadczenie. Nurkowanie polegało na opadnięciu w toni do około 20 metrów głębokości. Tam zaczynała się podwodna ściana, która opadała do 43 i właśnie na tej głębokości było ogromne wejście do jaskini. Grupa ponad dziesięciu nurków wpływająca do jaskini na głębokości 40 metrów jest dość rzadkim widokiem dlatego zacząłem się lekko denerwować czy jest to dobra decyzja Apollo. Dałem mu znak do odwrotu. Wejście było potężne co dotarło do mnie dopiero po obejrzeniu zdjęć , które tam wykonywałem. Korytarz jaskini ciągnął się w głąb lądu niczym sztolnia starej kopalni ale cóż, nie tym razem. Już myślałem, że to wszystkie atrakcje na dzisiaj i zacząłem po wyjściu z jaskini wynurzać się do głębokości około 30 metrów. Byłem mocno zdziwiony, gdy zobaczyłem, że nasz przewodnik płynie na głębokości 35 metrów w inne miejsce tej samej ściany. Okazało się, że po przepłynięciu około 50 metrów było następne wejście do jaskini, równie głęboko. Wpływało się do jaskini na głębokości 40 metrów, a następnie szerokim kominem wszyscy wypłynęli do góry. Wyjście było na 23 metrach. To nurkowanie pokazało co niektórym uczestnikom, że azot i narkoza azotowa jednak istnieje podobnie jak funkcje przystanków dekompresyjnych w komputerach nurkowych.
Ostatnie nurkowanie na tym wyjeździe było zaskoczeniem nawet dla naszego przewodnika gdyż nigdy nie spotkał go tu taki silny prąd. "Sari Ot Wall" jest miejscem nurkowym pomiędzy Kekova , a Kas gdzie można robić pierwsze nurkowanie w dniu gdyż wspaniałe, pionowe skały opadają do głębokości 50 metrów. Podejrzewam, że widuje się tu ciekawe okazy ryb. Być może dlatego, że prąd był tym razem z innej strony nie widzieliśmy tu specjalnie wspaniałej fauny. Nie mniej jednak jak na ostatnie nurkowanie tego wyjazdu było to miłe zakończenie.
Pomimo niewielkiej ilości życia po wodą w tych okolicach - wyprawa pozostawiła wrażenie, iż nie była to ostatnia wycieczka do tego kraju. Od właściciela jachtu dowiedziałem się, że jest jeszcze jedno bardzo ciekawe miejsce w Turcji z 236 wrakami!!! - mowa o okolicach Canakkale (wschodnia część Turcji, prawie na wysokości Istambułu, niedaleko ujścia Marmara Sea). Podobno w lecie przejrzystość wody nie jest tam zbyt dobra ale Apollo zaproponował zorganizowanie wyprawy w kwietniu lub październiku, kiedy przejrzystość wody jest najlepsza.
Z jego centrum nurkowym można wybrać także inną opcje wakacji , a mianowicie dwutygodniowe safari nurkowe płynąc z Antalyi do Kas. Jest tam także dużo wraków, atrakcji turystycznych na ladzie i pod powierzchnią wody - tak więc kto wie może następnym razem.