Początek października 2010 roku postanowiliśmy nurkowo rozpocząć w jeziorach i rzekach Austrii. Wyjazd był krótki – zaledwie przedlużony weekend, ale za to bardzo owocny i emocjonujący. Głównym natchnieniem naszej wyprawy stał się zakup przez Irka campera, który okazał się wspaniałym „nurkowozem”, wzbudzającym podziw i zazdrość spotykanych na miejscu ekip nurkowych (głównie miejscowych: Niemców i Czechów).
Skład ekipy (RZ, Stasio, Irek i ja) z góry gwarantował udany wyjazd – niezależnie od tego co mieliśmy zastać u celu. Pomimo wątpliwości części naszej ekipy co do pogody i widoczności pod wodą, na miejscu zastaliśmy prawie idealne warunki nurkowe. Zaliczyliśmy niezapomniane zanurzenia w jeziorach Gosausee, Attersee i Wolfgangsee, ale w tej relacji chciałbym skoncentrować się na naszym zapierającym dech nurkowaniu w rzece Traun a bliżej w miejscu zwanym „Traunfall”.
Rzeka Traun stanowi prawy dopływ Dunaju. Swoje źródła ma w Alpach Salzburskich, przepływa przez jeziora Hallstättersee, Traunsee i wpada do Dunaju nieopodal Linzu. Na rzece znajduje się wiele elektrowni wodnych. W niedzielę (3 października 2010 roku) rano, wypoczęci i odświeżeni, z campingu przy Hotelu Föttinger nad jeziorem Attersee (na marginesie wspaniałe miejsce na nurkowanie nocne lub szkoleniowe – liczne platformy i inne atrakcje) ruszyliśmy nad rzekę Traun. Po drodze zatrzymaliśmy się dobić nasze butle nurkowe i posilić się śniadaniem przygotowanym przez Stasia (oczywiście jako składnika śniadania nie mogło zabraknąć sławnej „Stasiowej kiełbasy”, którą pożywialiśmy się podczas całej wyprawy). Na miejsce, którym było centrum nurkowe Magic-Dive dotarliśmy około 11.00.·Z trudem i powoli, ale nie tracąc zewnętrznego oświetlenia campera (co przytrafiło się nam poprzedniego wieczoru), zaparkowaliśmy nasz „nurkowóz” przy bazie.
Centrum nurkowe Magic-Dive (www.traunfall-tauchen.at) mieści się w miejscowości Viecht przy Traunfall 51 i prowadzone jest przez Heralda Buchnera, który wraz z Brigitte Auer (też w zespole Centrum) jest autorem ciekawej książki o nurkowaniu w Austrii (zawierającej opis 120 najlepszych miejsc nurkowych – niestety jedynie w jęz. Niemieckim). Przywitał nas sam Harry i okazało się, że niestety musimy poczekać na nasze zanurzenie z przewodnikiem około godziny, ponieważ był właśnie z inną grupą. Z bogatej i ciekawej oferty Centrum wybraliśmy najdroższe (40 Euro od osoby) nurkowanie z przewodnikiem w miejscu zwanym „Traunfall Classic”.·Miejsce to polecała nam nie najładniejsza, ale przemiła austriacka nurek, spotkana nad Attersee dwa wieczory wcześniej. Do nocnego nurkowania nas nie zachęcała (ja i tak już je wtedy porzuciłem na rzecz relaksującej nalewki Stasia ;-), ale nurkowanie w Traunfall z Magic Dive wskazywała jako pozycję obowiązkową.
Naszym przewodnikiem okazał się bardzo miły i doświadczony Ralf, który też zachęcał nas do nurkowania w „Traunfall Classic”, pomimo że lekko wyziębiony powrócił właśnie z nurkowania z poprzednią grupą. Sprawnie zapakowaliśmy cały sprzęt i swoje skromne osoby do pojazdu Centrum i po 3 minutowej podróży znaleźliśmy się na parkingu, skąd z całym sprzętem pieszo ruszyliśmy (na szczęście w dół) do miejsca startowego. Szersza uliczka, którą podążaliśmy nagle zmieniła się w wąską, górską ścieżkę. Poczułem się trochę jak podczas górskich wycieczek – tylko zamiast plecaka miałem na plecach butlę a w ręku płetwy. I·dąc cały czas w dół dotarliśmy do krawędzi wąwozu.
Ku naszemu zdziwieniu mieszanemu z lekkim lękiem okazało się, że stąd będziemy skakać do wody. Widząc naszą niepewność Ralf bez zbędnych ceregieli znalazł się na dole. My pierwszy raz skakaliśmy w całym sprzęcie do wody z 5 metrów. Niesamowite wrażenie! 3…2…1…i RZ w twin-ie ląduje w wodzie, która ochlapuje mnie stojącego 5 metrów wyżej. Potem ja, Stasio i Irek. Uff … jesteśmy w komplecie i co dziwniejsze zarówno my jak i sprzęt w całości. O 13:07 zaczynamy zanurzenie i od razu kolejna miła niespodzianka. Widoczność jest niesamowita.
W mojej ocenie sięga spokojnie kilkudziesięciu metrów. Woda jest krystaliczna, ale i jej temperatura to tylko 13 st. C. Przepływamy wąskimi korytarzami i docieramy do większych jaskiń. Koryto rzeki jest pięknie rzeźbione, jakby nie było tworem natury ale ekipy artystów rzeźbiarzy. Zachwycają nas liczne wgłębienia, tunele, pnie drzew i monumentalne kamienie. Spotykam raka olbrzyma, którego z podziwem obserwuję dłuższą chwilę. Jak się później okaże spotkam takich okazów jeszcze bardzo dużo. Płyniemy jeden za drugim, bo momentami jest dość wąsko.·Prąd jest prawie nie wyczuwalny, co pozwala na spokojne nurkowanie i zachwycanie się otoczeniem. Kolejną niespodzianką są liczne pstrągi w różnych odmianach ubarwienia, okonie i inne ryby, których niestety jeszcze nie rozpoznaję (chyba trzeba będzie i tę specjalizację podszkolić w przyszłości, aby w pełni czerpać z uroków nurkowania).
Nasza maksymalna głębokość to 6 metrów – po raz kolejny potwierdza się, że nurkowanie wcale nie musi być głębokie aby zachwycić. Po 27 minutach bajecznej podróży nagle koniec i wychodzimy na powierzchnię. Jak to? Tak krótko? Stoimy w korycie, płytkiej w tym miejscu rzeki. Po bokach strome, piękne zbocza i przebijające się przez lekkie chmury słońce.·Cudownie, ale co teraz? Ralf daje sygnał, aby podążać za nim. Jak górskie kozice skaczemy po śliskich, rzecznych kamieniach w dół rzeki. Nie jest lekko, zwłaszcza RZ-owi w twin-ie, ale jak zwykle nic nie daje po sobie poznać. Uff… nareszcie głębiej, możemy przyodziać płetwy i zanurzamy się ponownie. Znów powracamy do przepięknej krainy korytarzy i sal pałacowych, wypełnionych życiem tutejszych mieszkańców – ryb, raków, roślin. Prąd staje się silniejszy.
Nagle widzę, że Irek płynący do tej pory za Ralfem zbacza lekko w lewo i wpada w silny nurt rzeki. Walczy z nim dzielnie i gdy podpływa do niego zaniepokojony Ralf już wraca do bezpiecznej przestrzeni. W tym momencie zdaję sobie sprawę, dlaczego to miejsce nurkowe jest dostępne jedynie z asystą miejscowego przewodnika.·Płynąc dalej, pod jednym z dużych kamieni natrafiamy na brzanę (duża ryba z rodziny karpiowatych) Podziwiamy ją długo. Nie boi się nas wcale – nawet, gdy na potrzeby sesji fotograficznej Stasio wyciąga do niej rękę. Naprawę wspaniały okaz. Mijamy kolejny wąski korytarz i nagle dostajemy się do olbrzymiej komnaty. W tym momencie wpadają do niej promienie słońca, które widocznie przetarło się na dobre. Widok jest niesamowity.·Chłopaki porównują później ten moment do nurkowań w Cenotach w Meksyku. Super!
Na zakończenie urządzamy biegi bez płetw po płaskiej bieżni położonej na dnie. Najlepiej wychodzi to inicjatorami zawodów – Ralfowi, ale i my dajemy radę.·Wychodzimy z wody po kolejnych 31 minutach (łączny czas nurkowania 58 minut) i na szczęście po nie za długiej drabince wspinamy się do góry, opuszczając koryto rzeki. Zasapani, ale szczęśliwi i uśmiechnięci relacjonujemy nurkowanie. RZ dzielnie broni swojego twin-a przed naszymi kąśliwymi uwagami co do jego przydatności w tego rodzaju nurkowaniu. Przyznaje nam rację, gdy okazuje się że na koniec mamy do pokonania strome, kilkudziesięciometrowe podejście,·ponieważ jesteśmy na terenie elektrowni wodnej i samochód z Centrum Nurkowego nie może do nas zjechać. Na tym kończymy naszą wyprawę nurkową w rzece Traun, która na długo utkwi w naszej pamięci.
Od razu obiecujemy sobie jeszcze nie raz tu powrócić. Z rozmów z Ralfem dowiadujemy się, że nurkowanie w rzece nie zawsze jest możliwe. Przeszkodą jest zazwyczaj zbyt wysoki poziom wody, zbyt wartki nurt i zła widoczność. Dlatego przed wybraniem się w ten rejon dobrze skonsultować z miejscowym centrum nurkowym panujące warunki nurkowe. Jeszcze tylko pożegnanie z ekipą Magic-Dive (naprawdę nurkowania z nimi są „magic”) i ruszamy „nurkowozem” w drogę powrotną. Jeszcze tu wrócimy … to pewne.
fot. Robert Borzymek