Fotorelacja - Kamieniołom w Piechcinie
Jak to często bywa decyzja o wyjeździe była szybka i spontaniczna. W czwartek kilka telefonów i już mieliśmy ekipę. Jeszcze tylko zorganizowanie butli - bo jak się okazało najbliższa sprężarka od akwenu jest dopiero w Bydgoszczy - czyli jakieś 40 km w jedną stronę, a zatem jeżdżenie w tą i z powrotem lub ładowanie na miejscu nie wchodziło w grę. Naszym celem był kamieniołom w Piechcinie, gdzie znajdują się złoża skał wapiennych eksploatowane metodą odkrywkową. Podobno najstarsze wyrobisko pochodzi jeszcze z 1860 roku, a najgłębszy kamieniołom w okolicy, który jest jeszcze czynny ma głębokość dochodzącą nawet do 150 m.
Tutejsze skały wapienne są bardzo czyste, stanowią surowiec do produkcji wapna i cementu w pobliskich zakładach Lafarge. Poziom wody w zalanym zbiorniku ulega niewielkim zmianom, głębokość maksymalna wynosi do około 24 m i w porównaniu z pomiarami z lat wcześniejszych daje się zauważyć, że powoli maleje.
Prawdopodobnie woda była przepompowywana z dna działającego kamieniołomu, aby umożliwić dalszą jego eksploatację. Białe skały wapienne nadają wodzie jasny, turkusowy kolor. Widoczność z reguły utrzymuje się w granicach od 8 do 12 m, ulega pogorszeniu po deszczu, za sprawą zmywanego ze zboczy wapiennego osadu.W sobotę z rana pakowanie sprzętu i około 10:30 w drogę. Naszą trasę zaplanowaliśmy przez Płock, Włocławek i Inowrocław. Piękna pogoda więc dojazd się nie dłużył i tak około 14:00 byliśmy na miejscu J. Wysiadamy z aut i nie możemy wyjść z podziwu, stoimy na podjeździe do kamieniołomu, a w pięknym majowym słońcu widać platformę i drzewa, które znajdują się na głębokości 2-4 metry pod wodą.
Nasz entuzjazm tylko na chwilę przyćmił najemca kamieniołomu, który pobrał odpowiednią opłatę od nas, co w standardowych warunkach nie byłoby niczym nadzwyczajnym, ale na miejscu nie ma żadnej infrastruktury! Żadnej oznacza dosłowne tego słowa znaczenie - bo ani nie ma podestów do sprzętu, ani ławeczki, czy wieszaków do suszenia szpeju - no ale to może być luksusem, ale kosz na śmieci lub sławojka to już mogła by być.Na szczęście po wszelkich rozliczeniach właściciel okazał się bardzo koleżeński i dokładnie omówił czego możemy spodziewać się pod wodą i co w jakiej kolejności najlepiej odwiedzić. Urok miejsca i piękna pogoda sprawiły że chyba po 10 minutach byliśmy gotowi do wejścia do wody. Pierwsze nurkowanie i …..widoczność bardzo fajna w granicach 8-10 metrów choć trochę spada poniżej 10 metra do jakiś 4-5 metrów.
Pod wodą zatopiony jacht pełnomorski (betonowiec 12 metrów długości wraz z masztami), rura średnicy około 2 metrów, którą można przepłynąć w środku i poćwiczyć doskonałą pływalność oraz parę innych atrakcji. No ale najfajniejszy okazał się oczywiście „mini arch”. Znajduje się on na 3 metrach i ma ze 2 metry wysokości, ale jak na polskie warunki sprawia fajne wrażenie. Oczywiście przepływamy go zarówno od jednej jak i drugiej strony. Płyniemy dalej wzdłuż ścian kamieniołomu, podziwiamy wielkie zatopione drzewa (około 10-12 metrów wysokości) pionowe ściany opadające do około 20 metrów, rumowiska ogromnych głazów itp. tak zafascynowani spoglądamy na manometry i okazuje się że trzeba już zawracać. Oczywiście powrót już na 3 do 5 metrach, gdzie podziwiamy duże ławice małych okoni, płoci i co najbardziej nas radujące dwa naprawdę okazałe szczupaki. Ach…. chciało by się tak bez końca ale na komputerach już ponad 60 minut, a i w butlach wiatr przestaje hulać więc czas na wynurzenie.
Oczywiście między nurkowaniami żywiołowa dyskusja o podziwianych pod wodą krajobrazach, ciekawostkach i napotkanej faunie i florze akwenu. Jeszcze bardziej rozochoceni i zainteresowani robimy następne nurkowania gdzie znajdujemy kolejne opisane przez najemcę akwenu ciekawostki, takie jak: rower na drzewie, lustro gdzie można podziwiać swoją pozycję pod wodą, żaglówkę na 18 metrach, szczątki małego fiata, małą jaskinię z drugiej strony akwenu na około 3 metrach oraz kolejne ławicę ryb i szczupaki zamieszkujące akwen po drugiej stronie. Udajemy się na oddalone o 8 kilometrów wcześniej zarezerwowane kwatery które polecił nam najemca kamieniołomu i tu kolejna niespodzianka. Pokoje mamy w nowo wybudowanym domu, bardzo ładne i czyste. Pokoje z łazienkami, prysznicami i telewizorem oraz wspólną, ale bardzo dobrze wyposażoną kuchnią - a to wszystko za 35 zł od osoby za dobę. Drugiego dnia kolejne nurkowania i tym razem udało nam się opłynąć kamieniołom dookoła co zajmuje ponad godzinę spokojnego płynięcia.
No i nadszedł czas na ostatnie nurkowanie, które już jest krótsze bo powietrza brakuje - a jak wspominałem z ładowaniem w tych okolicach jest spory problem. Ale za to - dobre pół godziny podziwiania ławic rybek i szczupaków, które chyba są już trochę oswojone z nurkami bo w niektórych momentach nawet nam towarzyszyły dłuższą chwilę. Na koniec trochę się wygłupów na płyciźnie: pływanie pod wodą żabką i kraulem, do przodu, do tyłu, itd. – dobrze, że nas inni nurkowie nie widzieli ;-)). Widoczność bardzo dobra a i temperatura wody około 15 stopni zachęcały aby jeszcze trochę tam zostać, jednak manometr nieubłagalnie wskazywał, że czas już do domu. Pakujemy sprzęt, jeszcze pamiątkowa fotka i czas wyruszać w drogę, ale z postanowieniem - że jeszcze tu wrócimy. Podsumowując wyjazd stwierdzamy, że lepiej wybrać nie mogliśmy. Kamieniołom piękny, odległość od Warszawy do zniesienia (około250km), kwatery jak najbardziej godne polecenia, no i pogodę mieliśmy wspaniałą. Jedyną niedogodnością jest brak jakiejkolwiek infrastruktury, a najbardziej doskwierał już brak sprężarki bo musieliśmy wieźć z warszawy 11 butli, a to i tak był plan minimum. To nic że wracaliśmy w ulewnym deszczu, ale przecież padał on już w drodze powrotnej - więc się nie liczy ;-))).
tekst: Sławomir Choroś
fot. Sławomir Choroś, Dominik Rzymanek, Robert Borzymek