Azory - serce Oceanu Atlantyckiego, archipelag dziewięciu wysp wulkanicznych, oddzielony o zaledwie kilka godzin lotu samolotem od Polski. Destynacja wymarzona zarówno dla nurków, żeglarzy, wędkarzy i aktywnych podróżników kochających trekking. Mówi się, że azorskie wody bogate w morskie życie zamieszkiwane są przez 24 rodzaje waleni, aż 5 rodzajów żółwi morskich oraz ponad 600 gatunków ryb. Sprzyjający łagodny klimat podzwrotnikowy morski, kształtowany głównie przez Wyż Azorski, korzystnie wpływa na odczuwane w tym rejonie temperatury. W miesiącach wakacyjnych - nie przekraczają one z reguły 23 stopnie. Umiarkowany zatem klimat pogodowy, względnie ciepła dwudziestostopniowa przejrzysta i czysta woda oraz bliskość i dostępność powodują, iż Azory stają się z roku na rok coraz bardziej popularną destynacją na nurkowe eskapady.
Gdzie zatem nurkować? Archipelag dziewięciu wysp podzielony jest na 3 podgrupy. Grupa Wschodnia w skład której wchodzą wyspy São Miguel oraz Santa Maria - położone najbliżej kontynentu Europejskiego, Grupa Centralna: Terceira, Graciosa, São Jorge, Pico oraz Faial - to wyspy najczęściej odwiedzane przez miłośników nurkowania, ze względu na ilość podwodnych miejsc do eksploracji oraz trzecia grupa - czyli Grupa Zachodnia to przepiękna zielona wyspa Flores oraz Corvo. Nurkujemy zatem oczywiście w obrębie Grupy Centralnej, jednakże nie mam wystarczającej wiedzy odnośnie nurkowania wokół pozostałych grup tj. Wschodniej oraz Zachodniej.
Dzięki wulkanicznemu pochodzeniu wysp, ukształtowaniu terenu, skalistemu wybrzeżu na Azorach mamy szansę na odwiedzenie kilku niepowtarzalnych jaskiń i grot - co dla miłośników tego typu nurkowań z pewnością będzie frajdą. Nie było dane mi wejść do podobno przepięknej jaskini „Gruta Dos Camarões” czyli osławionego The Shrimp Cave, której wejście znajduje się na 34 metrach - ale alternatywna grota „Gruta E Ilhéu Negro” pozostawiła przemiłe wspomnienie i wyjątkowe emocje. Grota ma szerokie wejście i dno na maksymalnie 20 metrach, jest więc osiągalna do eksploracji dla większości nurków. Ku końcowi zwęża się na szerokość „jednego nurka” i zamyka w ujściu, ale wewnątrz centralnej części jest szeroka i całkiem dobrze doświetlona, dzięki czemu nie wymaga wsparcia sztucznego światła. Obydwa miejsca okrzyknięte są tytułem „Top 10” azorskich miejscówek nurkowych.
Poza jaskiniami i grotami, będąc na Azorach naszym „must see” przystankiem musi być wyprawa na manty i rekiny. Nie może być inaczej. Jedna i druga mają wspólny mianownik - długą i męczącą wyprawę po atlantyckiej i wyboistej autostradzie. Choć trzeba mocno zaciskać zęby i odpuścić poranny posiłek - wyprawa zdecydowanie warta grzechu - gdyż z autentycznymi przygodami i emocjami.
Trudnością na Azorach mogą okazać się silne pływy fal, które nie tylko utrudniają utrzymanie się na przystanku bezpieczeństwa, czy też nie pomagają przy płytszych nurkowaniach rzucając nurkiem w przód i w tył, ale dla słabszych żołądków okazują się być bezlitosne i powodują niezłą jazdę podczas ubierania sprzętu na rib-ie... Niejednokrotnie dostarczyło nam to nie lada problemów i atrakcji. Dobrym rozwiązaniem zatem jest zaopatrzenie się na wyjazd w sprawdzone leki na chorobę morską odpowiednie dla nurków.
Spektakl z mantami jest wydarzeniem fenomenalnym w każdym miejscu na świecie. Czy to Azja czy to Europa - manty zawsze będą bezdyskusyjnie najpiękniejsze. Do tej pory nie widziałam drugiego tak pięknego stworzenia. Na Azorach nurkowania z mantami na Princesa Alice odbywają się w toni na linie do głębokości 10-15 metrów. Taka głębokość jest optymalna dla mant, które traktują Princesa Alice jako stację czyszczącą - czyli toaletę... Po długiej podróży i krótkim omówieniu wskoczyliśmy do wody jeden po drugim, by wpiąć się bezpiecznie w linę i dryfować w szalejącym prądzie. Oczekiwanie na manty na szczęście nie trwało zbyt długo. Po kilku minutach - jakby na zamówienie - nadciągnęły w sporej ławicy około 20 - 30 sztuk. Przeogromne, przepiękne w towarzystwie remor, barakud, jack fishy, a także ciekawskich i wszędobylskich szarych triggerów. Co ciekawe, do tej pory widziałam tylko kolorowe triggery - czy to w Azji, czy w wodach Morza Czerwonego, natomiast na Azorach są one odbarwione - do srebrno - srebrnych barw. W swoim umaszczeniu przypominają trevalliery oraz jack fishe.
Obowiązkowa na Azorach jest też próba poszukiwawcza blue sharków na Condor Bank. Przypomina to trochę poszukiwania igły w stogu siana. O ironio! Znalezisko niestety nie gwarantowane, ale przygoda w cenie. Tak bywa z poszukiwaniami czegokolwiek w niezbyt małym Oceanie, że mogą zakończyć się fiaskiem. Dodam może, że druga połowa naszej grupy miała więcej szczęścia i z wyprawy ma zdjęcia rekinów. Dwóch. Z całej tej poszukiwawczej wycieczki zapamiętaliśmy za to, zagubioną i prawie oswojoną mantę, która tańczyła wokół nas dłużej niż ustawa przewiduje. Na pożegnanie wypłynęła łagodnie na powierzchnię „machając” do nas dwukrotnie. I na szczęście widziało to przynajmniej sześć osób. To nie wszystko! W drodze powrotnej, zmęczeni poszukiwaniami, głodni i rozczarowani, na otarcie łez mogliśmy podziwiać przepiękne delfiny, które eskortowały naszą łódź. Na Azorach wędrują one w ławicach nawet kilkuset sztuk. Zawadiacko zaczepiają przepływające łodzie, wdzięcząc się do kamer i aparatów zafascynowanych gapiów. Fajne emocje. Niezapomniany widok. Można zaobserwować wiele rodzajów tych waleniowatych ssaków m.in. butlonose, kropkowane czy popularne.
Wartym odwiedzenia jest również podwodny zatopiony powulkaniczny łuk skalny - Arcos Do Pocinho zaliczany również do „Top 10”. Zlokalizowany wokół wyspy Pico, w odległości 15 km od portu w Madalena oraz ok. 40 minut drogi rib-em z Horty. Całkowicie zatopiony, rozpoczynający się na ok. 9 metrach i kończący przy dnie na ok. 23 metrach. Formacja skalna ładnie porośnięta, wokół której można napotkać białe travalliery, parrotfishe, triggery oraz congery.
Poza nurkowaniem, azorskie atrakcje obejmują również profesjonalne wyprawy na ryby te duże i małe. Mając zatem tak profesjonalny sprzęt pod ręką - nie można było więc nie skorzystać z okazji i sprawdzić swoich sił na wodach Oceanu Atlantyckiego. A nóż można było złowić coś wielkiego... Wcześniej wędkowałam tylko na Lofotach, więc ciekawość czy mnie - totalnej amatorce tego sportu - uda się coś złowić tym razem była ogromna. Udało się! Połów choć początkowo nie zapowiadał się zbyt obficie, zakończył się ambitnym pojedynkiem na króla, a w zasadzie królową triggerów. Wspólnie z koleżanką dzielnie wyławiałyśmy jedną za drugą, tym samym zapewniając sporej grupie głodomorów porządną kolację w naszym centrum nurkowym. Niezapomniane dla wszystkich na pewno będą wspólne kolacje w bazie - gdzie Norberto - szef - grillował czy też czarował przepyszne ryby, a my mogliśmy wspólnie posiedzieć, porozmawiać i powspominać miniony dzień pod wodą.
Byli też z nami i tacy śmiałkowie co zdobyli groźnie wyglądający wulkan Pico. Pico jest najwyższym szczytem Azorów i mierzy 2 351 m n.p.m. Codziennie podczas porannego spaceru do bazy spoglądaliśmy na niego bacznie obserwując położenie zwisającej na nim chmurzastej „czapy”. Podobno na Pico wchodzi się tylko wówczas gdy nie widać na nim ani jednej chmury. Pogoda w tamtym rejonie jest bardzo zmienna i kapryśna. Wybierając się na Azory w zestawie obowiązkowym powinny znaleźć się porządne buty i kurtka przeciwdeszczowa. Trzeba bardzo uważać, zwłaszcza wybierając się na wulkaniczny trekking.
Warto też podczas pobytu znaleźć chwilę czasu na zwiedzanie, wynająć samochód i objechać wyspę by poznać jej skarb - jakim przede wszystkim jest przyroda (wiem co mówię, gdyż towarzyszyli mi znawcy przyrody w każdym calu) i niezapomniane widoki. Dobrym pomysłem jest spacer na wulkan. Nie koniecznie od razu trzeba porywać się na heroiczne zdobywanie krateru wielkiego Pico. Każda wysepka azorska ma do zaoferowania coś ciekawego. Jeśli chcemy w pigułce dowiedzieć się co na której wyspie - warto odwiedzić podziemne Muzeum na Faial, w którym nie tylko dowiemy się co nieco o historii erupcji portugalskich wulkanów, ale także o samych wyspach. Poznamy ich historię, zabytki, ciekawe miejsca, do których warto zawitać choć na chwilkę.
Wyjeżdżając z Polski moje nadzieje i oczekiwania na podwodny świat portugalskich Azorów były ogromne. Trudno się dziwić, że poprzeczka ustawiona była tak wysoko - wszak kierunek taki rozsławiony. Nie wszystkie przysłowiowe punkty programu udało się zrealizować. Nie oznacza to jednak braku fascynacji i pięknych emocji. Na Azorach obowiązkowo trzeba i warto zawitać w kilka nurkowych miejscówek, o których wspomniałam i dalej mieć nadzieję, że kiedyś gdy się tam wróci, zobaczy się więcej i dokończy się realizację programu...
Tekst: Małgorzata Wesołowska
fot. Adam Borkowski