Pomysł
Lipiec 2006 był najcieplejszym dniem od 270 lat w Warszawie. W ten, niezwykle gorący miesiąc postanowiliśmy zrealizować od dawna interesujący nas kierunek nurkowy, a mianowicie jezioro Bursztynowe znajdujące się około 45 km na północny-zachód od Kaliningradu w Rosji. Jezioro znajduje się tuż obok miejscowości Jantarnyj (niem. Palmnicken), niegdyś nazywanej po polsku Palmniki, która położona jest najdalej na zachód Półwyspu Sambijskiego w pobliży miasta Swietłogorsk (pol. Ruszowice) - znanego dzisiaj uzdrowiska wczasowego w okręgu Kaliningradzkim.
Ciekawa historia
Już z XVI-ego wieku pochodzą pierwsze wzmianki o bogactwie bursztynu znajdującego się w okolicach Jantranego - jak się później okazało - największego na świecie złoża pokładów bursztynu, które aktualnie jest najbardziej cenionym ze wszystkich rodzajów bursztynu - nazwanym "złotem Bałtyku". Jako pierwsi złoża bursztynu rozpoczęli eksploatować jeszcze Prusacy w XIX wieku. Znajdowano wówczas bursztyny w nadmorskich skarpach, w których drążono głębokie tunele. W 1912-1913 roku rozpoczęto eksploatację odkrywkową i jeszcze przed II wojną światową pozyskiwano stamtąd około 1 tony bursztynu dziennie.
Przed zakończeniem działań wojennych w 1945 roku do Jantarnego wkroczyła Armia Czerwona, która zajęła kopalnię. Podobno żołnierze używali zmagazynowany kruszec bursztynu jako opał, ogrzewając się podczas srogiej zimy tego roku. Szacuje się, że setki ton bursztynu poszło z dymem w ogniu, albowiem nikt nie przejmował się wówczas wartością rynkową zgromadzonego w magazynach kopalnianego kruszcu. Po wojnie opuszczone wyrobisko wypełniło się wodami gruntowymi i opadami, a resztki urządzeń kopalnianych uległy zniszczeniu i w ten sposób po raz pierwszy powstało tam wówczas małe jezioro.
Następnie w 1947 roku utworzono na miejscu starej kopalni w Jantarnym duży łagier, w którym pracowało blisko 6 tysięcy więźniów, a których zadaniem było doprowadzenie do ponownej eksploatacji pokładów bursztynu. I już w czerwcu kolejnego roku rozpoczęto pierwsze wydobycia pod nazwą Kombinat nr 9 (cyfra pochodziła od numeru łagru) pod rządami władz komunistycznych ZSRR. Do 50-tych lat XX wieku wydobywano w Jantarym blisko 250 ton bursztynu rocznie. Być może wielkość wydobycia byłaby większa, jednak kadra pracowników składająca się głównie z więźniów bez przygotowania i odpowiedniej wiedzy oraz prymitywne stosunkowo urządzenia wydobywcze uniemożliwiały skutecznie szybszą eksploatację złoża.
Po śmierci Stalina w 1953 roku, Kombinat nr 9 w Jantarnym przeszedł pod jurysdykcję cywilną. Dodatkowo dwie katastrofy osunięcia się potężnych pokładów ziemi w 1957 i 1958 roku na szczęście bez śmiertelnych ofiar, które zniszczyły sprzęt wydobywczy i transportowy wymusiły zmiany. Rosjanie wprowadzili nowa metodę poszukiwania bursztynów nazywaną hydromechanizacją - czyli wypłukiwanie poprzez zastosowanie armatek wodnych, które uruchomiano gdy ogromne koparki natrafiły na złoże bursztynu w postaci niebiesko zabarwionej ziemi.
W roku 1960 zdecydowano się na budowę nowej kopalni w okolicy pod nazwą "Primorska". Szacowano, że roczne wydobycie w nowym miejscu sięgnie rzędu 1000 ton rocznie. Jednak jak to zwykle bywa w ustrojach komunistycznych, upłynęło 15 lat do momentu rozpoczęcia eksploatacji nowego złoża, a szacunkowe dane o pokładach okazały się mocno przesadzone, zatem ponownie powrócono do wyrobiska od kilku lat zamkniętego w Jantarnym pod koniec lat 70, który pracuje do dzisiaj. Wówczas odkrywano już kolejne złoża bursztynu na pobliskiej plaży w Jantarnym, które przynosiły niewiarygodne ilości tego cennego kruszcu, jednak złoża te nie były zbyt duże i dlatego nie są już dzisiaj czynne. Do dzisiajjednak widoczne są ślady ekspansji odkrywkowej bursztynu na plaży Bałtyckiej w Jantarnym. Dzisiaj cenny bursztyn wydobywa się poprzez używanie sit o różnych średnicach i przesiewanie wydobywanego bursztynu razem z ziemią. Większa część kopalni jest zalana wodami gruntowymi i opadowymi tworząc ogromne jezioro o wymiarach
Przygotowanie
Naszą wyprawę zaplanowaliśmy na długi weekend w sierpniu, tak aby spędzić kilka dni w interesującym miejscu nurkowym, ale również aby zwiedzić okolicę i zasmakować lokalnego klimatu północnego sąsiada Polski, który okazał się nader niezwykły. Aby wjechać do Rosji złożyliśmy paszporty w Ambasadzie przy ul. Belwederskiej, odczekaliśmy przepisowe 5 dni i odebraliśmy wizy. Zaskoczyła nas kolejka, w której niektórzy spędzili kilka godzin. Reszta zdecydowała się zapłacić za pośrednictwo i z braku czasu pospieszyła do pracy. Pełni obaw zaplanowaliśmy podróż trzema osobowymi samochodami - w sumie jesteśmy już w Unii i nowy status europejczyka - jak sądziliśmy - gwarantował nam bezpieczeństwo w Europie. Tym bardziej, że trasa z Warszawy do Jantarnego to tylko 390 km. Szybka telefoniczna rezerwacja miejsc noclegowych w miejscowości nadgranicznej Bezledy i ruszamy w piętek po pracy. Z braku podwodnego cyfrowego aparatu fotograficznego, odkurzyliśmy starego Nikonosa V, następnie mały problem z zakupem slajdów w naszej stolicy, zakończony zakupem negatywów. Dodatkowo zakupy żywnościowe oraz pakowanie namiotów, śpiworów oraz materacy i w drogę.
Podróż
Ranek w Bezledach - miejscowości granicznej - przywitał nas mżawką. Nie wróżyło to dobrze albowiem deszcz mógł wpłynąć negatywnie na przejrzystość wody w kamieniołomie, w którym zaplanowaliśmy zanurzenie jeszcze tego samego dnia. Przekroczenie granicy z Rosją zajęło nam jakieś 2 godziny - raczej bez żadnych problemów, jednak nurtowało nas zaciekawienie ludzi, których napotkaliśmy po drodze (właściciele kwatery w Bezledach, celnicy polscy i rosyjscy, właściciel firmy ubezpieczeniowej - gdzie obowiązkowo należy wykupić ubezpieczenie na samochód w związku z wjazdem na teren Rosji), którzy dowiadując się o celu naszej wyprawy uśmiechali się tajemniczo i życzyli nam przyjemnego wypoczynku. Pełni optymizmu i przestrogi między innymi o lokalnej policji (mundurowej i cywilnej) - zgodnie z przepisami (max 70 km/h) ruszyliśmy w kierunku Kaliningradu, a następnie obwodnicą w stronę Jantarnego.
Do miasta dotarliśmy wczesnym popołudniem. Na rogatkach przywitał nas monumentalny pomnik sprawiający wrażenie, że trafiliśmy do jakiegoś miejsca turystyczno-uzdrowiskowego. Kilka fotek i niecierpliwie ruszamy na poszukiwania bazy nurkowej Posejdon, do której jak się okazało dojechaliśmy dobrą drogą asfaltową nad samą wodę. Nad jeziorem Bursztynowym jest jeszcze jedna baza nurkowa o nazwie Demersus <www.demersus.ru>, jednak dojazd do niej może być utrudniony podczas opadów. W Posejdonie przywitał nas ciepło Aleksej Tichnenko - instruktor PADI i zarazem osoba zarządzająca bazą. Okazuje się zarazem, że wynajęcie pobliskiej kwatery nie jest specjalnym problemem, zatem natychmiast rezygnujemy z namiotów i udajemy się na oględziny naszej sypialni. Właścicielem posesji jest lokalny artysta. Na jego posesji znajduje się również ruska bania, którą wynajęliśmy za 250 RUR od osoby za dzień (około 30 PLN), dzięki której rezygnujemy również z nocnego nurkowania jak się okazuje. Równocześnie warunki w pokojach stały się drugoplanowe dla naszej wycieczki.
Nurkowanie
Dwie godziny później byliśmy już gotowi do nurkowania. Spotykamy się w bazie nad jeziorem, które zaskakuje nas swoimi rozmiarami. Okazuje się bowiem, ze wyrobisko jest o wymiarach rzędu 1,5km x 700 m. Omówienia nurkowania dokonuje Aleksej. Jednak ku naszemu zdziwieniu potrzebujemy tłumacza, bowiem nasz rosyjski został już niestety przez nas zapomniany. Na szczęście w bazie nurkowej jest obecna Irina - PADI Divemaster, która na co dzień pracuje w Hurghadzie. Posługuje się angielskim doskonale, zatem problem komunikacji natychmiast zostaje rozwiązany. Pierwszego zanurzenia dokonujemy późnym popołudniem. Nurkujemy w miejscu, gdzie można znaleźć bursztyny nawet bardzo dużych rozmiarów.
Termoklinę odkrywamy na około 8 m, czyli tak jak w polskich jeziorach. Nad termokliną spotykamy ławice okoni, kiełbi i babek - które szczególnie zadziwiają nas swoją obecnością w akwenie słodkowodnym. Osiągamy max głębokość 24 m w jeziorze o przejrzystości rzędu 15 m. Przy dnie praktycznie brak potrzeby używania latarki. Uformowanie dna jest fantastyczne, podziwiamy góry, doliny, pływamy w wąwozach pośród glinach zboczy. Często natrafiamy na osunięte partie ziemi, tworzące pionowe ściany. Dno pokryte majestatyczną florą bakteryjną o zielonkawym zabarwieniu, sprawia wrażenie murawy boiska piłkarskiego.
Mamy poczucie spełnienia oczekiwań związanych z legendą rosyjskiego jeziora.Ku naszemu zaskoczeniu okazuje się, że w rosyjskich sklepach nie brakuje towarów żywnościowych. Śmiejemy się z przywiezionych konserw i innych produktów, które właściwie stają się niepotrzebne. Ceny porównywalne z polskimi, zatem nie było sensu targanie ze sobą prowiantu przez tyle kilometrów. Wieczór spędzamy w towarzystwie Rosjan przy lokalnym piwku oraz w ruskiej mokrej bani. Do naszych uszu docierają ballady Aleksandra Malinina, które tworzą niepowtarzalny klimat wieczoru.
Kolejnego dnia nurkujemy w zalanym lesie w jeziorze Bursztynowym. Najprawdopodobniej osunięta wysoka, niemal pionowa, stroma skarpa, którą otoczone jest całe jezioro zabrała ze sobą porosłe na niej drzewa i teraz częściowo zasypane korony drzew tworzą nieprawdopodobny podwodny las. Wszystkie gałęzie porośnięte są grubo racicznicami (łac. Dreissena polymorpha), ich obecność wskazuje na bardzo czystą wodę. Znajdujemy ciekawe okazy nietypowych raków, których do dzisiaj nie potrafimy zidentyfikować.
Między gałęziami drzew czają się szczupaki - całkiem pokaźnych rozmiarów. Odnajdujemy zatopione łodzie oraz kapsuły szalup ratunkowych, których obecność w jeziorze jest tajemnicza również dla lokalnych płetwonurków. Napotykamy starą zatopioną budkę strażnika kopalni, częściowo już zakopaną w dnie jeziora. Próbujemy odszukać chociaż jeden bursztyn na pamiątkę, jednak nasze poszukiwania kończą się fiaskiem. Na powierzchni dowiadujemy się od Aleksieja, że często odnajduje się pod wodą całkiem pokaźnych rozmiarów okazy bursztynu. Bardzo dobra przejrzystość wody oraz niezwykle pofałdowane dno i zatopione drzewa pozostawiają niezapomniane wspomnienia z tego nurkowania.
Po sportowo spędzonym poranku organizujemy sobie wycieczkę rekonesansową po Jantarnym. Odwiedzamy lokalne muzeum bursztynu, z pięknymi okazami biżuterii. Szczególną uwagę przykuwają zatopione w bursztynach pradawne zwierzęta: jaszczurki, owady i inne, prezentowane w specjalnej gablocie. Zaciekawia nas komnata poświęcona przemijającej epoce komunistycznej z wizerunkami towarzysza Lenina, Stalina i Marksa. Znajdujemy tam wiele gadżetów zebranych jeszcze przed pierestrojką. Wejście do muzeum jest bezpłatne. Po wizycie w muzeum w piękny słoneczny dzień sierpniowy, udajemy się do baru w pobliżu muzeum na małe piwko. Z zaskoczeniem zamawiamy piwo Dolidy - the Spirit of Poland.
Przed muzeum natykamy się na stragany, na którym można zakupić bursztynową biżuterię w atrakcyjnej cenie. Najprawdopodobniej kruszec pochodzi z kradzieży, która stała się właściwie legalna w Jantarskim kombinacie. Podobno skala kradzieży cennego kruszcu jest tak duża, że kierownictwo kopalni uwzględnia złodziejstwo w planach wydobywczych. Szacuje się, że rocznie przemyca się w Kaliningradzkim kombinacie Jantarnym około 600-700 kg bursztynu rocznie. Załodze nałożono zatem plan dziennego wydobycia, który ma wypełnić magazyny (około 1100 kg) i dzięki temu przedsiębiorstwo opiera się bankructwu. Popularyzacji kradzieży bursztynu w kombinacie sprzyjają niskie zarobki w obwodzie kaliningradzkim, bowiem przeciętnie Rosjanin zarabia tam około 50-60 dolarów miesięcznie. Wieczorem idziemy na bałtycką plażę, która w tej części wybrzeża jest niezwykle szeroka. Na plaży spotykamy ogromne zalewy, prawdopodobnie po niedawno zamkniętych wyrobiskach bursztynowych.
W pełni usatysfakcjonowani nurkowaniem w jeziorze bursztynowym wracamy do kraju w doskonałych humorach. W powrotnej drodze zwiedzamy Kaliningrad - z pewnością warto tam pojechać, aby odwiedzić największe miasto w obwodzie. Zaskakuje nas w centrum miasta nowo wybudowana cerkiew, korki i poczucie nieproszonych gości co skutecznie motywuje nas do rezygnacji z oferty kaliningradzkiej kuchni kulinarnej i szybszego powrotu do Polski.
Zadawalamy się suchym prowiantem i kierujemy się w kierunku przejścia granicznego. Niestety na przejściu w Bezledach czeka nas 36-cio godzinna kolejka, zatem szybko podejmujemy decyzję o zmianie miejsca przekroczenia granicy i jedziemy do Mamonowa w kierunku na Elbląg. Opłacamy łapówkę w wysokości 20 USD od samochodu i udaje nam się zaoszczędzić 30 godzin w długiej kolejce kontrabandy przemycającej paliwo, papierosy, alkohol i kto wie co jeszcze do Unii. Ludzie w kolejce dziwią się pomysłowi naszej wyprawy, zaciekawieni wypytują o nasze miejsce zamieszkania, nasze hobby i opowiadają o swoim sposobie na życie. Mimo 6 godzin spędzonych na granicy obiecujemy sobie powrót do tego miejsca w przyszłym roku, bowiem Jezioro Bursztynowe w Jantarnym jest niewątpliwie warte powrotu. Zarówno przejrzystość, życie, zalany las oraz wielkość jeziora sprawia, że następnym razem znajdziemy tam coś nowego i niezwykle ciekawego.