Sylwester nurkowy 2010/2011 w Dahab
Mroźny powiew nadchodzącej zimy niczym zwiastun ciężkich, chłodnych dni dał znak o początku listopada 2004r. Jeszcze nieliczne, pożółkłe liście smutno żegnają korony drzew opadają leniwie na ziemie. Czasem przy wietrznej pogodzie niesione kilometrami osiadały gdzieś w zakamarkach, aby zamknąć cykl życia kolejnej pory roku.
Tak, to ta pora roku, kiedy nam bardzo źle. Lato się skończyło, a do pięknej i śnieżnej zimy jeszcze daleko. Tylko momentami zima da znać, aby pogrozić palcem drogowcom, ale to jeszcze nie ta pora, kiedy możemy być pewni pięknej, szklistej, malowanej na szybach mrozem nowej pory roku. Jest to wyśmienity termin, aby przedłużyć sobie lato i dopalić się promieniami słońca, o które u nas coraz ciężej. Ponure pluchy wciskają nam jesienną depresje, ale jest na to sposób. Wyrwać się, choć na chwilkę w ciepłe kraje. Listopad, zimno, ponuro, jakieś 7 stopni Celsjusza, mokre zaspy, a następnie odwilż niszczy urok. Zmierzcha już przed siedemnastą. W telewizji ciągłe reklamy kropli do nosa i grrrypy, proszków do prania. Wiejący, przenikliwy i dokuczliwy wiatr odczuwamy do szpiku kości.
Aż tu nagle... pojawia się myśl i szansa wybrania się na nurkowanie do ciepłego Egiptu. Szybko w myślach robię bilans zysków i strat : tu zimno, tam ciepło, tu pochmurnie, tam ciągłe słoneczko, tu ciepłe kapcie, tam leżaczek z piwkiem pod palmą, tu blade twarze, tam piękna, pachnąca opalenizna, tu pewna grypa, tam barwna rafa koralowa - nie ma, co, trzeba jechać. No sami pomyślcie? Czy tu jest, nad czym debatować? Tak to zrodziła, sie myśl wyjazdu do Egiptu w listopadzie 2004 r. Pojechaliśmy na wspaniałą przygodę do znanej na świecie "Mekki" nurków - Dahab. To miasto jest tym dla nurków, czym dla alpinistów Yosemite National Park w Kalforni, a w nim góra El Captain lub w Polsce Zerwa, czyli wspaniała, mrożąca krew w żyłach od samego wyglądu Kazalnica Mięguszowiecka tudzież Raptawicka Turnia.
Po kilku wyprawach nurkowych do słonecznego Egiptu - w jednym z najpiękniejszych zbiorników naszej planety tj. Morzu Czerwonym, jestem wciąż w dylemacie, a to za sprawą wyboru najlepszego miesiąca na pobyt w Egipcie i nie mówię tu o zwiedzaniu Piramid, Luxoru czy Kairu, lecz o podwodnej przygodzie. Grudzień - wieje wiatr, dzień jest krótki, jest ciepło jak dla Europejczyka, ale przy zmianie frontu potrafi być wyjątkowo zimno. Noce chłodne. Możemy nie brać krótkich spodenek. Styczeń - miesiąc, w którym British Airways robi promocje biletów lotniczych, ceny spadają i wszystkie biura podróży kuszą wyjazdami w egzotyczne, odległe zakątki świata. W Egipcie ciepło, woda średnio ma 23 stopnie Celsjusza, ale jak zawieje nie z tej strony świata, co trzeba mamy jak w banku 12-16 stopni w ciągu dnia i tylko 6-10 stopni w nocy. Ubieranie mokrej pianki przy silnym wietrze na drugie nurkowanie jest średnio przyjemne. Luty, marzec - czas, kiedy możemy trafić na zakwit morza. Te miesiące są idealne na narty. Kwiecień, maj - wydaje się lepszą alternatywą.
Polak wytęskniony ciepła i słońca po długiej zimie aż rwie się do ciepłych krajów. Czerwiec - niektórzy twierdzą, iż jest to najlepszy miesiąc na nurkowania w Morzu Czerwonym (najklarowniejsza woda, upalnie, ale jeszcze do wytrzymania), czasami w ogóle nie wieje . Tak, więc na morzu nie spotkają nas niemiłe niespodzianki z wiązane z chorobą morską. Lipiec, sierpień - dokuczliwy nie do wytrzymania upał. Prawdopodobieństwo udaru słonecznego oraz odwodnienia nad wyraz wysokie chyba, że planujemy safari morskie wówczas, jak to na wodzie, jest o wiele przyjemniej. Wrzesień - po całym sezonie letnim jeszcze nie myślimy tak chętnie o słonecznym Egipcie, a zresztą u nas jest jeszcze czasami też ciepło. Październik, listopad - zaczyna wiać silny wiatr, ale jest to doskonały moment, aby przedłużyć sobie wakacje i dogrzać się jeszcze ciepłym afrykańskim słońcem.
Dahab to mała miejscowość na półwyspie Synaj około 90km na północny-wschód od Sharm El Sheikh- jednego z najbardziej znanych kurortów turystycznych Egiptu. Te dwie miejscowości różnią się znacząco. To tak jakby porównywać Władysławowo z Gdańskiem. Miejscowość jest urocza, ma niepowtarzalny klimat. To trzeba zobaczyć i poczuć. Trudno opisać charakter klimatu w Kazimierzu nad Wisłą. Nie trudno natomiast przekonać się do wyboru Dahab. Ta nietypowo turystyczna miejscowość nie lubi tłoku, zgiełku wakacyjnego, jaki panuje na promenadzie w Świnoujściu czy starówce w Krakowie to w Dahab zakocha się od pierwszego wejrzenia. Może powiedziane zbyt górnolotnie, ale osobiście nie znam nurka, który by mówił negatywnie o Dahab.
No ale czym tak naprawdę zabłysnęła ta miejscowość w środowisku nurkowym na całym świecie? Odpowiedź jest oczywista. To Blue Hole i Canyon ciągną setki amatorów nurkowania w te strony. Te dwie dziury wydrążone w rafie dostarczają niepowtarzalnych emocji i które trzeba zobaczyć koniecznie w swoim życiu nurkowym. Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że być w Dahab i nie zobaczyć Blue Hole to jak być w Rzymie i nie zobaczyć Watykanu czy Koloseum.
Warto wspomnieć też o restauracjach z pysznymi daniami przy głównym nadmorskim deptaku Dahab. W samym centrum zainteresowania jest kilka, ale ja polecam 'Friends' i 'Ali Baba' z niepowtarzalnym klimatem pod palmami na brzegu morza oraz 'Adams' - to ta gdzie jest najtańsze piwo, a jak zamówimy za znaczną kwotę to kolejkę stawia właściciel. Knajpa o nazwie 'Sharks' to restauracja, która jest otwierana po południu, ale warto zaczekać ponieważ kucharz jest mistrzem swojego rzemiosła, a to tiramisu, mmm... palce lizać. Nieopodal deptaka, po drugiej stronie mostka (jest tylko jeden) znajduje się bazar, w którym znajdziemy wszystkie możliwe pamiątki, ale jest tam jedno specjalne miejsce gdzie podają doskonałe seafood. Wygląda to trochę jak bar z dworca kolejowego, ale potrawy morskie są pierwsza klasa i zdecydowanie taniej niż na nadmorskim deptaku miasta.
Wspomniałem o mostku. Otóż kilka lat temu w górach Synaju zdarzyła się potężna ulewa w wyniku, której duża masa wody spłynęła w kierunku Dahab. Los chciał, że koryto rzeki ułożyło się tak, iż cała masa wody uderzyła w malutkie jeszcze wówczas miasteczko m.in. w sklep jubilerski zmywając go do morza z całą zawartością nie małej kolekcji. Nie trudno się domyśleć, że nurkujących w tym miejscu nie brakowało przez lata. Do dzisiaj nieliczni amatorzy podwodnych skarbów zanurzają się w tym miejscu. Kto wie, może nie jeden złoty łańcuszek migocze gdzieś na dnie lub w zakamarkach rafy. Aby uniknąć takiej tragedii ponownie, władze miasta postanowiły zabezpieczyć to naturalne koryto tymczasowej rzeki, a nad nim właśnie wybudowano mostek. Zorientować się gdzie ów jubiler miał swój sklepik nie jest trudno, a ponadto możemy tam zobaczyć jakiegoś poszukiwacza szukającego szczęścia na dnie.
Zatem jedziemy na nurkowania do Dahab. Chyba wszyscy nurkowie słyszeli już o Planet Divers tj. centrum nurkowym, które obsługuje rzesze nurków z Polski. My też mieliśmy zorganizowane nurkowania przez to centrum. Nocleg w czterogwiazdkowym hotelu Helnan. Niestety nieco na uboczu miasta, ale nie ma tam większego problemu, aby przemieszczać się taksówkami za nie duże pieniądze. Na wszystkie nurkowania jeździmy jeepami czasami tak skromnie wyposażonymi, że często dziwimy się, jak to możliwe, że jeszcze się przemieszczają. Musze przyznać, ze zagadnienie to fascynuje nie tylko znawców motoryzacji.
Pierwsze zejście do wody to tzw. 'Light House'. Widoczność dobra, około 25 metrów. Wejście do wody jest naprzeciwko centrum nurkowego. W zasadzie to chyba najlepsze miejsce dla makrofotografów w Dahab. Na 100% spotkamy tu Iglicznie zwane ang. Double-ended pipefish (Trachyramphus bicoarctatus), przy odrobinie szczęścia, a szczególnie na nocnym nurkowaniu spotkać możemy koniki morskie ang. Jayakar's seahorse (Hippocampus jayakari). Płynąc w prawo dopłyniemy do rafy koralowej, w której spotkać możemy mureny i wiele typowo morskich kolorowych ryb, których kolorów, nazw i odmian trudno spamiętać. Rafa ciągnie się daleko, ale my pamiętamy o tym, że dopływając do cypla możemy spotkać silny prąd, dlatego tam właśnie zawracamy. Light house to jedyne miejsce w tej okolicy gdzie spotkamy trawę morską i mimo bezpośredniego sąsiedztwa licznych restauracji i zgiełku miejscowości - co wskazywałoby na raczej słabe miejsce pod względem flory i fauny to okazuje się jednak, że jest zupełnie przeciwnie.
Na drugie nurkowanie jedziemy jeepem poza miasto. Sprzęt ładujemy na pickup'a i w drogę. Miejsce, w którym się zanurzymy nazywają "Sharks' Cave". Wydawać by się mogło, że coś tam nam dostarczy emocji niby z filmu Szczeki, a jednak okazuje sie, że to zwykły chwyt marketingowy, aby nazwa miejsca nurkowego wywoływała emocje u nurkujących. Zwykła rafa, jakich wiele w Morzu Czerwonym, no może tu nieco bardziej zniszczona, ale pamiętajmy, że nie ma takiego nurkowania, które byłoby złe. To właśnie tu pierwszy raz w życiu zobaczyłem wspinające się po rafie liliowce. Właśnie wypełzały ze swoich kryjówek i tak naprawdę nurek, który nie zwracał wcześniej na te organizmy uwagi teraz mógł sobie uświadomić, że to są zwierzęta, które na dodatek przemieszczają się dość szybko. Myślę, że to dlatego, że nurkowanie trwało prawie do zmierzchu - trafiliśmy właśnie w porę, kiedy liliowce przygotowywały się do kolacji.
Kolejny dzień, kolejne atrakcje.
'Caves' - to bardzo urozmaicone miejsce gdzie znajdują sie groty, jaskinie, groźnie opadające rafy do znacznych głębokości. To tu wyszedł przywitać nas mały żółw już w pierwszych minutach naszego nurkowania. Spotkaliśmy też ogromną nadymkę (ang. Puffer fish), nieustannie towarzyszące naszym nurkowaniom (ang.Unicorn fish) oraz bardzo liczną kolnie skrzydlic przy wejściu do wody. Wejście to jakby skok z półki, pod którą znajduje się malownicza grota. Wadą tego miejsca jest niewątpliwie duża fala utrudniająca wyjście z wody. Musimy liczyć się z otarciem pianki o rafę, a wyjście wody często kończy się na czworaka. Na prawo od wejścia widać jaskinie, a na głębokości 12,8 metrów spotkać można rzadkiego czerwonego ukwiała oczywiście z błazenkiem, znanego bohatera o imieniu Nemo.
Tego samego dnia nurkujemy także w miejscu zwanym 'Three pools'. Mógłbym tu napisać kilka pozytywnych informacji o tym miejscu, ale prawda jest okrutna. To jest właśnie to miejsce w Dahab, które powinniśmy sobie odpuścić na nurkowanie. Widać tu wyraźny wpływ nieumiejętnie pływających początkujących nurków, którzy zdewastowali już koralowce. Na rafę wypływa się przez trzy piaszczyste baseny wypełnione piaskiem. Jest to na tyle płytko, że bardzo łatwo nieuważni nurkowie uszkadzają korale źle przypiętym manometrem lub octopusem do jacket'u.
'Rick's Reef' to nurkowanie w prądzie kawałek dalej za znanym i lubianym kanionem. Wchodzimy po rafie w nieoznaczonym miejscu i prąd niesie nas w kierunku kanionu. Całe nurkowanie bez zaglądania już do kanionu zajmuje około 40 minut. Po drodze, jak to podczas nurkowania w prądzie, przesuwają się nam kolorowe dziwy tego słonego morza. Mnie najbardziej utkwiły w pamięci liczne kolonie (ang. Basslet fish), pomarańczowe, małe rybki znane pod polską nazwą jako papużaki. Jest ich tu na tyle dużo, że przy odrobinie szczęścia można zrobić naprawdę wspaniałe zdjęcia podwodne oddające piękno i urok najwspanialszych raf koralowych świata. Olbrzymia murena także uświadomiła mi, że rafa to jednak coś, co pożera się nawzajem. Życie i śmierć przeplata się tu nieustannie zostawiając przy życiu najsprytniejsze i najsilniejsze jednostki.
Prąd nie jest bardzo silny tak, więc raczej grupa się nie pogubi, ale jak to życie pokazuje licho nie śpi. Zawsze jakiś zafascynowany fotograf podwodny może, umknąć uwadze prowadzącego nurkowanie. Na szczęście prąd niesie w tak charakterystyczne miejsce, że nie ma możliwości, aby się zgubić. Pamiętać należy, że tu jest właśnie Canion, a to znaczy tłok pod wodą i sygnał, że to już gdzieś tu jest wyjście na brzeg. Nadszedł dzień, w którym zanurkujemy w sławnym' Canion'ie'. Najciekawszym zjawiskiem tego nurkowania będzie dla mnie zawsze ogromna ilość wydobywających się bąbelków powietrza z dla morskiego. Wygląda to tak magicznie i czarująco, że chciałoby się zatańczyć. Wejście do jaskini jest dość duże i można płynąć całą grupą zachowując oczywiście pełen odstęp i zasady poruszania się w jaskiniach tj. w jednym kierunku, a nie każdy w swoją stronę. To głębsze wyjście z jaskini znajduje się na 55 metrach i tam początkujący czy też niedoświadczony nurek nie powinien mieć prawa wstępu. Jednak są wyjątki z tego, co słyszałem i czasami ktoś głupotę zrobi tylko po to, aby przekonać się, że to była olbrzymia głupota, którą omal nie przypłacił życiem. Pamiętamy, jesteśmy w jaskini i to na dodatek głęboko oraz na domiar złego bardzo często jest tam tłoczno, a co za tym idzie łatwo zgubić swoją grupę podłączając się przypadkowo do podobnie wyglądających nurków. Sytuacja podobna do tej, którą często można zaobserwować podczas nurkowaniu na sławnym wraku Thistlegorm'a.
Drugie wyjście z kanionu jest płycej - na około 12 metrach i to właśnie tam większość nurków wychodzi z tej jaskini. Wynurzać należy się pojedynczo, ponieważ jest tam dość wąsko, o czym należy pamiętać przy planowaniu nurkowania. To miejsce robi wrażenie i na pewno ma swój charakter tak samo jak nieustające kolejki nurków, aby wejść do tej sławnej dziury. Wejście do jaskini jest na 20 metrach głębokości, a dno znajduje się na 30 metrach i już przez to nurkowanie powinno być traktowane jako dla tych bardziej opływanych. Podczas tego nurkowania spotkaliśmy skorpenę czarcią (ang. Devil Scorpionfish) i sprytnie maskująca się Sole. W zasadzie czarcie skorpeny są dość rzadko spotykanymi rybami w innych częściach świata, gdzie miałem okazje nurkować, trzeba jednak przyznać, że w Dahab jest ich na prawdę sporo. Niemal na każdym nurkowaniu możemy spotkać co najmniej jedną, a gdyby się dobrze przyrzec ciekawskim okiem poszukiwacza, można ich znaleźć nawet kilka, rożnych rozmiarów i kolorów. Tu pływamy w zasadzie dla obejrzenia jaskini i mało, kto koncentruje się na wypatrywaniu jakiś ciekawych ryb, ale nigdy nie wiadomo.
Zawsze coś ciekawego może wpaść w oko tym bardziej, że dosłownie tuż obok kanionu zaczyna się drugie miejsce nurkowe zwane 'Coral Garden'. Jak nazwa wskazuje obfituje w ciekawe formy koralowców. Rafa ta, jest jednym z najpiękniej zachowanych zakątków okolic Dahab. Na głębokości około 15 metrów rafa gwałtownie opada w dół potem znów łagodnie, ale już ciągnie się do głębokości uwielbianych przez nurków technicznych. Jeśli chcemy zobaczyć wspaniałe formy koralowców to miejsce jest godne polecenia. Ja widziałem olbrzymią nadymke i kilka gigantycznych muren. Bez dwóch zdań Coral Garden zobaczyć należy. To trochę tak jakbyśmy spacerowali w ogrodzie botanicznym gdzie ilość i różnorodność form wyrastających z dna jest wręcz przytłaczająca. 'Bells' - to miejsce, który każdy nurek winien zobaczyć przy okazji nurkowania na Blue Hole. To nurkowisko jest bardzo pasjonujące aczkolwiek nurkowie początkujący powinni rozważyć zaniechanie nurkowania w tym miejscu ze względu na trudności techniczne.
Wchodzimy do jaskini w kształcie dzwona. Wejście jest tuż przy brzegu gdzie zobaczyć można dziurę w skale, w której 3 nurków jest wstanie utrzymać się na powierzchni wody. Następnie pojedynczo zanurzamy się nogami w dół. Opadamy na dno jaskini, które znajduje się na 28 metrach. Ostatnie kilka metrów tego miejsca jest otwarte od strony morza. Kończy się piaszczystą półką. Po wypłynięciu z jaskini okazuje się ,że znajdujemy się przy pionowej ścianie, a przy dobrej widoczności widać piaszczyste plato na głębokości około 60 metrów. Z tamtego miejsca płyniemy wzdłuż ściany mając ją po prawej stronie. Po około 20 minutach dopływa się do tak zwanego "siodełka", a jest to mały przesmyk na głębokości 7 metrów, który doprowadzi nas do Blue Hole. Z racji małej ilości powietrza, którą mamy już po około 30 minutach nurkowania, to nurkowanie kończymy opływając jedną stronę błękitnej dziury na niezbyt dużej głębokości. Nurkowanie jest niepowtarzalne ze względu na pionowe ściany i bezmiar wielkiego błękitu, jakie dostarcza nam to miejsce. Koralowce zachowane w dobrym stanie szczególnie na większych głębokościach. Fotografowie z szerokim obiektywem tu mogą zdobyć niepowtarzalne ujęcia podwodne oddające ducha nurkowania w wielkim błękicie.
'Blue Hole' - to właśnie przez to miejsce Dahab zdobyło sobie taką popularność. Studnia w rafie koralowej opadająca do głębokości rzędu 100 metrów jest tak specyficznym miejscem, że nie jednego nurka zwiodła swoim pięknem i cichym, kuszącym głosem, dochodzącym z głębi, a słyszanym tylko przez nielicznych. Ten głos mówi -'choć do mnie'. Na 50 metrach, bowiem jest przejście na otwarte morze i to właśnie chęć przedostania się przez ten tunel była powodem nie jednego wypadku nurkowego, o czym świadczą płyty pamiątkowe nurków, którzy zginęli w tym miejscu. Powody były różne, ale jedno jest pewne. Każdy powinien znać swoje możliwości. Mierzyć umiejętności nurkowe swoim doświadczeniem i przeszkoleniem, a nie chęciom pochwalenia się przed kolegami, że uda mu się zrobić coś niezwykłego choćby kosztem wysokiego ryzyka, a tu właśnie widać, że i życia.
Zachodnia część Blue Hole zwykle pozostaje w cieniu, stąd też ilość koralowców jest tu zdecydowanie ograniczona. Tą część ściany porównałbym do pionowych ścian wyspy Dugi Otok w Chorwacji. Podobieństwo jest tak uderzające, że byłem w szoku, mimo, że mamy odczynienia z jakże innym i odległym morzem. Każdy chce zobaczyć minimum raz w życiu to miejsce. Nic, więc dziwnego, że całe rzesze nurków i snorkel'istów borują wzdłuż i w szerz w dół i do góry w tym niezłykłym miejscu.
Wyśmienite warunki, łatwe zejście do wody, bliskość względniej infrastruktury powoduje, że jest to raj dla nurków technicznych, którzy niczym muchy do lepu przyjeżdżają tu z całego świata, aby doznać tej rozkoszy pogrążania się w błękitnej czeluści. Podczas tego nurkowania widzieliśmy też trening nurków bezdechowych, tzw. freediverów, którzy w ramach rozgrzewki schodzili wzdłuż liny opustowej na głębokości rzędu 30 metrów.
Dużych ryb czy zwierząt tu nie spotkamy, ale dla sprawnego oka makrofotografa nie ma problemu, aby wyszukać tu ślimaki, krewetki i niespotykane formy gąbek. Myślę, że to jest to miejsce, które każdemu nurkowi zostaje w pamięci na długie lata i jest jakby narkotykiem powodującym chęć powrotu do Dahab szybciej niż planujemy.
Ostatniego dnia fundujemy sobie wyprawę na wielbłądach w miejsce zwane "Little Blue Hole". Długo jedziemy jeep'ami w końcu przesiadamy się na wielbłądy po uprzednim obładowaniu zwierzaków całym sprzętem nurkowym. Muszę przyznać, że klimat tej wycieczki jest tak egzotyczny, iż sam do siebie mówiłem siedząc na oklep na tym dziwnym zwierzaku "jakież to fascynujące i nierealne, a jednak". O takich wyprawach czyta się raczej w książkach przygodowych lub słucha z ust podróżników. Wielbłądy są własnością Beduinów, którzy czekają na nas w miejscu gdzie już żaden pojazd nie jest wstanie jechać dalej ze względu na skały i niedostępność cywilizacji.
Docieramy na miejsce. Pierwsze, fascynujące nurkowanie wśród niezniszczonej rafy utwierdza nas w przekonaniu, że miejsce to rzadko odwiedzane jest przez płetwonurków. W przerwie Beduini przygotowują nam obiad i herbatę po Beduińsku, specyfik robiony z zioła rosnącego tylko na pustyni na Synaju. To wszystko jest tak pyszne, szczególnie po nurkowaniu, że każdy bierze chyba dwie dokładki. Reasumując - tego nie można przegapić i odmówić sobie będąc w Dahab. To musi być plan numer jeden pobytu w tej miejscowości. Samo nurkowanie sprowadza się do przepłynięcia przez coś w rodzaju miniatury Blue Hole, tej na wschód od Dahab. Wypływając na otwarte morze przepływa się przez wspaniale i gigantyczne formacje koralowców stołowych. Widząc ten przesmyk z tymi jakże wspaniałymi koralami, aż ból serce mi ściskał na myśl, że za dwa, trzy lata będą one prawdopodobnie połamane i poniszczone przez niedoświadczonych nurków. Miejsce jest łatwe pod względem nurkowym, ale płynięcie nad tymi koralami wymaga od płetwonurka niemalże perfekcyjnej pływalności. Jak mogą wyglądać koralowce po wizycie niedoświadczonych nurków mieliśmy przecież okazje przekonać się na Three Pools.
Cóż, obym się mylił. Miejsce to jest na szczęście na tyle daleko, że nie wielu turystów tu trafia. Po wyjściu przesmykiem na otwarte morze widać wspaniale zachowaną rafę koralową. Niemalże nie widać obecności człowieka. Dużo gatunków ryb, a podejrzewam, że w nocy to miejsce kipi życiem jeszcze bardziej. W tym miejscu chciałbym przestrzec ciekawskich przed penetrowaniem okolicy podczas odpoczynku po pierwszym nurkowaniu. Wszędzie pasą się wielbłądy skubiąc nieliczne pustynne krzaczki. Z ciekawości wybrałem się w pobliskie góry, aby zobaczyć nieco inny klimat. Ciekawość pociągnęła mnie do wąchania jakże aromatycznych liści nielicznych tu krzewów. Jakże byłem zdziwiony, kiedy po chwili od samego wąchania zaczęło mnie piec w gardle, a nos zatkał się tak jakbym miał jakiś paskudny katar. Widać tu błachą wiedzę albo nawet zupełny jej brak człowieka z miasta, który nie miałby szans na przeżycie na pustyni.
Może przez to właśnie postanowiłem kupić w jednym ze straganów Dahab zioła do herbaty po Beduińsku i raczę się nią teraz, w zimowe wieczory wspominając naszą wyprawę. A jak każda ma coś niezapomnianego i jak zawsze pozostaje długo w pamięci. Wrócimy tu na pewno, a wszystkich chętnych zabierzemy.
fot. Robert Borzymek